Kilka lat temu TVN w
swym sensacyjnym cyklu „Nie do wiary” przedstawiła jedną z najciekawszych
postaci PRL, która mogła mieć kolosalny wpływ na dalsze dzieje Ludzkości i
przebieg Zimnej Wojny. Postacią tą był gen. dyw. prof. dr hab. Sylwester
Kaliski - były komendant Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie.
Redaktorzy tego programu wyskoczyli z sensacyjną tezą głoszącą, że uczony ten
został zaangażowany przez ówczesnego I sekretarza Polskiej Zjednoczonej Partii
Robotniczej towarzysza Edwarda Gierka do stworzenia polskiej bomby wodorowej i wprowadzenia tym
samym Polski do ekskluzywnego „klubu atomowego” atomowych mocarstw: ZSRR, USA,
Chin, Francji i Wielkiej Brytanii.
Uczony i generał.
Kim był generał Sylwester Kaliski?
Encyklopedie podają zwykle garść skondensowanych faktów:
Sylwester Kaliski -
[1925-1978], specjalista w zakresie fizyki, techniki; generał; profesor
Wojskowej Akademii Technicznej, (od 1967 jej komendant), członek PAN, minister
nauki, szkolnictwa wyższego i techniki; prace z [zakresu] mechaniki, akustyki,
teorii pól sprzężonych, inicjator polskich badań nad mikrosyntezą jądrową.
Tyle encyklopedie.
Patrząc na to wszystko z
boku zdumiewają dwie rzeczy: po pierwsze - niesamowita pracowitość tego
człowieka, rozległość jego zainteresowań, bo oprócz spraw zawodowych zajmował
się także sprawami stricte administracyjnymi i stricte naukowymi; po drugie -
człowiek ten skupiał w ręku ogromną władzę, co wynika z jego tutaj
przytoczonego CV.
Zginął on w niewyjaśnionym
do dziś dnia wypadku samochodowym. Niektórzy w jego śmierci dopatrują się
działania osób trzecich - innymi słowy mówiąc - zamachu... Wszyscy łowcy
sensacji widzą w tym udaną próbę wyeliminowania znakomitego uczonego,
wojskowego i polityka z walki o władzę, co niektórzy odebrali jako wyraz tarć i
napięć w łonie Komitetu Centralnego PZPR. Inni widzą w tym interwencję służb
specjalnych Związku Radzieckiego czy Ameryki.
Prawdą jest to, że gen.
Kaliski był jednym z najwybitniejszych polskich uczonych XX wieku, co doceniali
Rosjanie i Amerykanie, i kto wie, do czego by doszedł, gdyby nie tragiczny
wypadek samochodowy, który przerwał jego życie w najciekawszym miejscu...
Bomba wodorowa dla tow.
Gierka?
Jak już tu powiedziałem,
redaktorzy z TVN „Nie do wiary” imputują gen. Kaliskiemu to, że został on
zaangażowany do wyprodukowania polskiej broni termojądrowej. Brzmiało to
prawdopodobnie - boż znając megalomanię Gierka i jego chęć do pokazania Polski
jako mocarstwa - czemu bez reszty służyła „propaganda sukcesu” lat 70., a która
załamała się w 1980 roku na Wybrzeżu - można by to przyjąć za pewnik. Ze
względów propagandowych byłoby to kolejnym sukcesem naszego kraju na drodze do
wybudowania komunistycznego społeczeństwa ludzi wolnych i równych - jak eufemistycznie
i bombastycznie napisałaby zapewne „Trybuna Ludu”...
Ale nie. To akurat
byłoby niemożliwe, a to ze względu na to, że na coś takiego - posiadanie broni
termojądrowej przez kraj satelicki, a zatem złamanie monopolu na nią
zastrzeżonego tylko i wyłącznie dla Związku Radzieckiego - nie mogło wchodzić w
grę! To akurat byłoby całkowicie niemożliwe, a to dlatego, że uniezależniałoby
Polskę pod względem militarnym od Wielkiego Brata zza wschodniej granicy! A na
to ówczesny gensek Leonid I. Breżniew w życiu by nie pozwolił. I każdy
jego następca też.
I właśnie z tego względu
ów nieszczęsny program TVN był czystym przelewanie z pustego w próżne... Gierek
zbyt uzależnił gospodarkę i obronność PRL od ZSRR, by można ją było oderwać
nawet przy pomocy bomby wodorowej. Tu była potrzebna polityka i wola ludu.
Dlatego też powstanie Solidarności umożliwiło powolne oddzielanie PRL od
ZSRR i RWPG, oczywiście za amerykańskie pieniądze hojną ręką sypane przez CIA.
A może... kosmolot?
Nie zapominajmy, że
okres lat 70. to tryumfy amerykańskiej kosmonautyki, objawiające się m.in.
lądowaniami Amerykanów na Księżycu. Te loty księżycowe uwypukliły nam dobitnie
słabość konstrukcyjną rakiet na paliwo chemiczne. Ogromna dysproporcja masy
startowej do payloadu, który można
było wyrzucić w Kosmos powodowała, że na programy kosmiczne łożono ogromne
pieniądze. Poza tym rakiety na paliwo chemiczne były jednorazowego użytku i za
każdym razem trzeba było budować kolejną rakietę - ogromną i kosztowną.
Sytuacja zmieniła się trochę na lepsze w momencie wprowadzenia przez Amerykanów
do służby wahadłowców, które posiadają wszystkie elementy zwrotne i można je
wykorzystywać wielokrotnie.
Ale to jeszcze nie było
to. Wahadłowce mogą wylatywać tylko na LEO, natomiast dalej już niestety - nie.
Trzeba było albo wynaleźć sposób na wzmocnienie - energetyczne „doładowanie”
napędu chemicznego, albo... wynaleźć inny rodzaj napędu. Tym innym rodzajem
napędu był napęd jądrowy.
Idea wykorzystania
napędu jądrowego zakłada wytworzenie plazmy poprzez kontrolowaną reakcję
syntezy wodorowo-helowej, która to reakcja jest najbardziej wydajną
energetycznie znaną reakcją jądrową. Taka reakcja przebiega na Słońcu i innych
gwiazdach. Taką reakcję wykorzystuje się w bombach wodorowych. Tym razem można
by jej użyć w służbie człowieka. Obliczono bowiem, że kosmolot napędzany
plazmą z takiej reakcji byłby w stanie rozwinąć prędkości rzędu od 1.000 km/s i
to w Układzie Słonecznym! Odkrycie takie otworzyłoby nam właściwie dostęp do
wszystkich planet Układu Słonecznego...
Podejrzewam i nie jestem
w tym odosobniony, że generał Sylwester Kaliski pracował właśnie nad takim
napędem!!!
Poligon i marzenia
A dlaczegóżby nie?
W książkach polskich
autorów science-fiction z lat 50. ubiegłego wieku - a dokładniej Stanisława
Lema -„Astronauci”, „Obłok Magellana”, Krzyszofa Borunia i Andrzeja
Trepki - „Proxima”, „Zagubiona
przyszłość” i „Kosmiczni bracia”, występują opisy napędu plazmowego i
fotonowego do tamecznych rakiet kosmicznych. Opisy te są czasami niemal
drobiazgowe, jakby autorzy chcieli dać konstruktorom wskazówkę: zróbcie tak
a tak, i wtedy powinno się udać wysłać rakietę w Kosmos z prędkością kilku
tysięcy kilometrów na sekundę... I kto wie - niestety gen. Kaliski już nie
żyje, by dać nam odpowiedź na to - czy nie myślał on właśnie nad zastosowaniem
tych rozwiązań na skalę - rzekłbym - przemysłową???...
Nie bez kozery trzeba
tutaj przypomnieć, że w latach 70. Rosjanie zamknęli nasz poligon rakietowy w
Łebie. Dlaczego? Otóż dlatego, że okazało się, iż polskie konstrukcje rakietowe
są o całą klasę lepsze, wydajniejsze i w ogóle optymalniejsze od radzieckich. A
że ZSRR chciał za wszelką cenę utrzymać pozycję monopolisty i nie znosił
konkurencji jakichś tam Polaków, więc sprawie ukręcono łeb, zamknięto poligon i
zamrożono polskie prace nad rakietami na czas nieokreślony.
Tymczasem generał Kaliski
- jak widać to z jego CV - zaczął skupiać w swym ręku ogromną władzę: był
komendantem WAT, ministrem techniki i szkolnictwa wyższego, generałem LWP i
członkiem PAN. To dawało mu nieograniczone możliwości prowadzenia badań nad
mikrosyntezą jądrową i co za tym idzie - silnikami plazmowymi dla kosmolotów.
To także dawało mu zaplecze polityczne i finansowe. On naprawdę zamierzał
zrealizować plan budowy polskiego statku kosmicznego z plazmowym silnikiem
rakietowym! Ciekawy jestem, do czego by doszedł, gdyby nie ów fatalny wypadek!?
Czy to w ogóle był wypadek...
Nie, nie była to robota
CIA czy KGB albo GRU, bowiem wszystkie te instytucje mogły mieć informacje o
tym z pierwszej ręki - być może była to robota Kogoś, komu zależało na tym, by
pewne wynalazki nie pojawiały się na Ziemi zbyt wcześnie. Najprawdopodobniej
wmieszała się w to ta Trzecia Siła, która sprawuje realną władzę na tej
planecie, a która od czasu do czasu daje o sobie znać poprzez często
niezrozumiałe a spektakularne posunięcia. A to daje nam do myślenia i
niejednokrotnie dochodzimy do przekonania, że nie jesteśmy tutaj sami...
---oooOooo---
To, co pokazałem Czytelnikowi w tym
artykuliku, jest zaledwie czubkiem góry lodowej problematyki rodem z „Archiwum
X”. Takie archiwa istnieją naprawdę i znajdują się w rękach rządowych i
prywatnych. W tych archiwach nigdy nie następuje przedawnienie, i są one
niedostępne dla profanów.
Opisane przypadki
budzą niepokój, bo pokazują, do jakiego stopnia można manipulować faktami w
celu ich wykorzystania do celów politycznych, wojskowych czy komercyjnych.
Oczywiście są także opinie różnych nawiedzonych uczonych i badaczy, którzy np.
w ataku na Pentagon i WTC widzą działania Kosmitów... - co jest tylko barwnym
folklorem ufologicznym, i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, która jest o
wiele ciekawsza i barwniejsza, niż to się PT Autorom takich hipotez wydaje...
Jestem pewien tego,
że nie jesteśmy sami na Ziemi i temu dałem swój wyraz niejednokrotnie na łamach
różnych czasopism, w wywiadach radiowych i telewizyjnych oraz w Internecie. I
tylko krew mnie chce zalać, kiedy pomyślę o tym, że kilku obrotnych cwaniaków
potrafiło sprostytuować to NAJWIĘKSZE MARZENIE LUDZKOŚCI, jakim jest Kontakt z
Obcym Rozumem, i zaprzęgło je w rydwan polityki i czyichś brudnych interesów. TO
OPRACOWANIE JEST PROTESTEM PRZECIWKO TAKIM PRÓBOM. Zdecydowanie odcinam się od
wszelkich prób upolityczniania ufologii - jak to miało miejsce np. w Bułgarii,
gdzie istniały plany powołania do życia Bułgarskiej Partii Ufologicznej - a
także mieszania do ufologii którejkolwiek z religii, wyznań czy ideologii. W
ufologii nie ma na to miejsca, bo ufologia jest nauką - może niezwykłą - ale
nauką, i nie ma w niej miejsca na politykę i religię czy choćby najlepsze i
najświatlejsze ideologie. Niech to opracowanie będzie przestrogą dla wszystkich
tych, którzy chcą się nią kiedykolwiek zajmować.
Te słowa napisałem
w 2000 roku, kiedy jeszcze wierzyłem w to, że ufologia ma przed sobą jakąś
przyszłość w tym kraju. Naiwnie wierzyłem, że wspólnie da się coś zrobić – i niestety
myliłem się. Cóż, nie popełnia błędu tylko ten, kto nic nie robi. Wychodzi
bowiem na to, że ufologię od samego początku wprzęgnięto w służbę polityki i co
chwilę się o tym przekonujemy. Podobnie jak wszystkie brednie w rodzaju chemtrails czy HAARP stanowi ona dymną
zasłonę dla czegoś bardzo groźnego i konkretnie wymierzonego – niestety – w ludzi,
ale nie pochodzącego z Kosmosu, tylko z Ziemi. I na Ziemi należy szukać źródeł
tego właśnie „czegoś”. UFO i inne sensacyjne brednie straszące nas z nagłówków
medialnych to idealna „maskirowka”, która funkcjonuje już od lat, a ludziom
wpaja się przekonanie, że to tylko preludium do wielkiego wydarzenia, jakim ma
być ów wyczekany i wytęskniony Kontakt. Tylko że obawiam się, że żadnym – choć trochę
rozumnym Kosmitom – odejdzie jakakolwiek ochota do kontaktu po obejrzeniu
naszych programów TV pełnych agresji, przemocy, nienawiści i strachu. Wysyłamy codziennie
miliony watów w Kosmos naszych emisji TV, które są wizytówką naszej
cywilizacji. Najgorszą ze wszystkich możliwych… I nie zdziwię się, jak spełni się
kiedyś genialna wizja Stanisława Lema, którą zawarł w jednym z opowiadań Ijona Tichego,
który wziął udział w debacie Organizacji Planet Zjednoczonych na temat Ziemi i
jej mieszkańców, którzy na forum Zgromadzenia Ogólnego OPZ zostali nazwani
sztuczniakami potworniaczkami i ohydkami szalejami. No cóż – dostali w swe ręce
dowody na nasze zbrodnicze szaleństwo, więc jakże mogło być inaczej…?