Natalia Barczukowa
Nie wiem, czy udało mi się to,
czy nie ale trzykrotnie w życiu zaobserwowałam pojawienie się na niebie UFO. Od
razu chcę zauważyć, że za każdym razem te obiekty widziałam nie jedna, ale wraz
z innymi świadkami, tak że z głowa u mnie jest wszystko w porządku.
Wcześniej mieszkałam w
Uzbekistanie – w jednym z ładniejszych tamtejszych miast – w Nawoi.
Przedsiębiorstwo, w którym pracowałam z mężem i moi rodzice miało swe własne
pensjonaty, do których odsyłano pracowników na wypoczynek. Jeden z takich
pensjonatów znajdował się w uroczej górskiej miejscowości Bachmał. W lecie
często bywałam tam z synem. Pojechaliśmy tam także w 1988 roku. Pewnego
wieczoru dzieciaki wczasowiczów zaczęły pokazywać sobie coś na niebie: były tam
trzy trójkątne obiekty lecące jeden za drugim i znikające za górskim grzbietem.
Drugi przypadek miał miejsce w
Moskwie, w grudniu 1991 roku. Wraz z 7-letnim synem pojechaliśmy do kliniki na
badanie. Klinika znajdowała się w pobliżu stacji metra Krasnogwardiejskaja. Po kilku dniach pozwolono nam wziąć dzieciaka
na spacer i wraz z synem poszliśmy na spacerek po Moskwie. Pewnego dnia
wracaliśmy z przechadzki około godziny piątej po południu. Na ulicy już zaczęło
się ściemniać. Za szpitalem wznosiły się wysokie, na oko 18-kondynacyjne bloki.
- Co może być wyższym od
takiego domu? – zapytał mnie syn.
- Przede wszystkim budowlany
dźwig – odpowiedziałam.
Syn wskazał na bloki, a ja
zobaczyłam, jak nad jednym z nich świeci czerwone silne światło. W tej samej
chwili światło ruszyło w bok, a ja powiedziałam do syna:
- Ot widzisz, dźwig pracuje.
I naraz oniemieliśmy. Światło
jakby oderwało się od dachu i „popłynęło” w stronę kliniki i znikło za
budynkiem. Kiedy obiekt pokazał się ponownie, to nie wyglądał już jak
reflektor, ale jak półkuli skierowanej wypukłością w dół. Na jej powierzchni
widać było pasy, na których z kolei widać było kropki, podobne do
różnokolorowych okien. NOL skierował się w stronę rzeki Moskwy i znikł nam z
widoku. Potem przeczytałam w moskiewskich gazetach, że właśnie w tym czasie w
Moskwie wielu niezależnych od siebie świadków widziało UFO.
Po raz trzeci ujrzałam UFO w
pół roku później na rzece Wołdze. Byłam wtedy kierowniczką praktyk zawodowych
uczniów starszych klas technikum. One miały miejsce jeszcze w Ulianowsku.
Dostarczywszy dzieciaki do Zakładów Samochodowych UAZ w Ulianowsku, wracałam do
domu przez Syzrań. To moje strony rodzinne i dlatego nie wychodziłam z
przedziału, a patrzyłam przez okno na moją ojczyznę. Kiedy pociąg przejeżdżał
po moście przez Wołgę, zauważyłam na rzece jakieś silne światło i zdumiałam
się: „Kiedy oni tutaj zdołali tak szybko postawić latarnię sygnalizacyjną???” Światło
tej „latarni” raz jaśniało, raz przygasało. W sąsiednim przedziale jechali do
Pamiru jacyś Niemcy - alpiniści. Tłumaczka zauważywszy to światło zaczęła ich
wołać.
- Popatrzcie, UFO!
Alpiniści dopadli do okien i
zaczęli fotografować ze wzburzeniem komentując zjawisko. Ja też zrozumiałam, że
to nie był żaden sygnał nawigacyjny. Tymczasem odjechaliśmy już kawał drogi od
mostu i skierowaliśmy się w stronę Czapajewska, a światło cały czas poruszało
się wraz z nami nieustannie migając. Kiedy pociąg dojechał do Czapajewka, NOL
naraz znikł.
Oto jak ja trzykrotnie miałam
okazję widzieć UFO.
Tekst i ilustracja – „Tajny XX
wieka” nr 32/2013, s. 25
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©