Incydent w Salta (Argentyna),
tak jak wiele innych przypadków na styku ufologii i militarnej aktywności
Supermocarstw, stał się incydentem, który po obrośnięciu w coraz to nowe
tajemnicze szczegóły i szczególiki rozpoczął samodzielny żywot, jako Legenda. Dokładnie
jak w przypadku Ufokatastrofy w Roswell ‘47, Ufokatastrofy na Spitzbergenie ‘53
czy Ufokatastrofy na Kaukazie chodzi o misternie stworzony ufologiczny humbug,
którego celem jest zamaskowanie właściwej tajemnicy. Tajemnicą tą jest
najczęściej amerykańska, radziecka/rosyjska, chińska, czy w ogóle inna
aktywność wojskowa czy kosmiczno-militarna w różnych punktach globu. Coś
podobnego miało miejsce w prowincji Salta w Argentynie.
Sprawę tą ruszył znany
warszawski ufolog – Kazimierz Bzowski,
który zwrócił się do mnie z zapytaniem, czy wiadomo mi coś na temat katastrofy
trójkątnego UFO w Argentynie w dniu 17 sierpnia 1995 roku. Ów NOL miał mieć
niemal 200 m długości, zaś w rezultacie jego spadku zginęło około 200 Obcych.
Nie zainteresowało mnie to zbytnio, ale dla zasady i na prośbę pana Bzowskiego
zapytałem moich amerykańskich kolegów – Alberta
Rosalesa z USA, Màrio Rangela z
Brazylii, Fábio Allesa Zerpę oraz Francisco Fazio Baisa z Argentyny i
kilku innych – czy jest im coś wiadomo na ten temat.
Po kilku godzinach otrzymałem
całą serię odpowiedzi. Wynikało z nich, że faktycznie było takie wydarzenie w
Argentynie, i pojawiła się nazwa miasta Salta w tekście Scotta Corralesa, który dostałem w hiszpańskiej i angielskiej
wersji językowej. A oto streszczenie angielskiego tekstu mówiącego o incydencie
w prowincji Salta:
Relacja
Scotta Corralesa
Potwierdzono, że w dniu 17 lub
18 sierpnia 1995 roku doszło do ufokatastrofy w okolicach miasta Salta w
Argentynie, która została dokładnie ukryta. Incydent wydarzył się w okolicach
góry El Crestón koło miasta Metán w prowincji Salta. Tysiące ludzi widziało,
jak UFO manewruje... trafiony rakietowym pociskiem przeciwlotniczym klasy
powietrze – powietrze z nieznanego samolotu o trójkątnym kształcie, i spadł z
nieba. W godzinę potem, mały samolot przelatując nad miejsce katastrofy także
spadł na ziemię. Pilot zeznał potem, że wpływ energii elektromagnetycznej
zmusił samolot do awaryjnego lądowania.
W międzyczasie miejsce
ufokatastrofy zostało otoczone kordonem wojska argentyńskiego i obcych
żołnierzy (z NASA lub DELTA), którzy osłaniali operację zaciemniania sprawy.
Nie mogliśmy osobiście zobaczyć miejsca katastrofy ze względu na ogromne
odległości, które musielibyśmy pokonać, ale dzięki swoim kontaktom udało się
nam dowiedzieć, że wśród szczątków wraka pojazdu znaleziono dziwnie wyglądające
zwłoki... NOL był w kształcie dysku i mierzył około 600 stóp (200 m) średnicy.
Pogłoski mówiły o 200 martwych Ufitach, którzy zostali przesłani do Mendozy, a
dalej samolotem do USA.
Badacz UFO – Guillermo Aldunati – jeden z
największych argentyńskich ufologów i autor zacytowanego powyżej faksu nie był
w stanie prowadzić dochodzenia, a to ze względu na odległość – ponad 500 mil
(ponad 800 km) jak to wynikało z faksu, ale implikacje tego faktu wystarczyły,
by przyprawić kogoś o ból głowy. Obraz niesamowitej bitwy powietrznej nad
pampasami pomiędzy nieprawdopodobnymi statkami powietrznymi został bardzo
szybko zmieniony w płytką, wygasającą sensację. Cała historia przypominać
zaczęła rychło jakiś epizod filmowy, boż ani nawet najpotężniejsze mocarstwo
światowe czy najściślejsza konspiracja nie byłoby w stanie schować bez śladu
200 martwych ciał Kosmitów przed publiką.
Tym niemniej, coś dziwnego i
tajemniczego zdarzyło się w tym odległym, północnym regionie Argentyny, na co
dowodami są relacje ludzi i storturowany krajobraz – cokolwiek uderzyło wtedy w
grunt, zmiotło tamtejszą roślinność i pozostawiło głębokie blizny na
okolicznych wzgórzach. Impakt tego obiektu spowodował silne wahnięcie się sejsmografów
i sejsmometrów w odległości 90 mil (144 km) od jego epicentrum.
Zgodnie z doniesieniami
prasowymi, grupa poszukiwawczo-ratunkowa z Rosario de Lerma, położonego 150 mil
(240 km) od miejsca katastrofy, udała się na miejsce w celu podjęcia akcji ratowniczej.
«nie mieliśmy pojęcia, co tam się stało» - twierdzi Pedro Olivera, szef zespołu ratowniczego. Olivera stwierdził potem,
że oficjele wypowiedzieli się za członkami jego grupy, że «nieznany obiekt
eksplodował w powietrzu», ale nie dodali niczego dalej. Ekipa ratunkowa
odwiedziła Cerrillo, La Merced, Carril i inne miasta, zatrzymując się w każdym
i znajdując podekscytowanych świadków, którzy opowiadali im o niezwykłym
spektaklu na niebie, a następnie eksplozji oraz drżeniu ziemi pod ich stopami.
Jak
w Tungusce...
Ekipa Olivery poczuła się
nieswojo, kiedy wreszcie dotarła do podnóża góry Mt.Crestón o wysokości 9.000
stóp (ok. 3.000 m), gdzie zobaczyli zniszczoną roślinność i zmiażdżone skały,
zaś pośrodku zniszczonego obszaru znaleźli oni jakiś metaliczny obiekt, od
którego odbijały się promienie słoneczne. Ratownicy powiadomili przez radio
swych przełożonych oznajmiając im, że znaleźli ten obiekt. Bez żadnych dalszych
wyjaśnień przełożeni polecili ekipie przerwać akcję i wycofać się do bazy.
Ale na tym się nie skończyło,
bo 18 sierpnia 1995 roku, wieśniacy i mieszkańcy miasteczek opowiadali o
samochodach terenowych, którymi jechali jacyś ludzie mówiący po angielsku,
zmierzających na miejsce katastrofy. Relacja anonimowego pracownika
technicznego Uniwersytetu w Salta jest szczególnie ciekawa: najwidoczniej
cudzoziemska ekipa miała wsparcie z lokalnego uniwersytetu oraz specjalistów z
pobliskiej elektrowni jądrowej. Cudzoziemcy – wedle tego oświadczenia –
przywieźli z miejsca katastrofy kawałki cienkiego, metalicznego materiału
przypominającego aluminium. Metal ten odkształcony, szybko powracał do
poprzedniego kształtu i miał niezwykłą konsystencję. Kontakt ten stwierdził
ponadto, że wszyscy pracownicy zostali poinstruowani, iż znalezione fragmenty
są odłamkami meteorytu, które zostaną pokazane przedstawicielom mediów.
Raúl
Cordóba – dziennikarz z Salta – udzielił w dniu 1 września 1995
roku wywiadu stołecznemu dziennikowi «Buenos Aires Crónica», w którym
oświadczył on, że «... nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że personel NASA
chciał ukryć prawdę w towarzystwie uczonych z Narodowego Uniwersytetu w Salta,
który jest zazwyczaj wciągany w tego rodzaju działania i nie opowiada się z
nich przed nikim.»
A co z pilotem, o którym
wspomina faks pana Aldunati’ego? Nazywa się on Antonio Galvagno, jest rolnikiem, który latał od farmy do farmy
rozpytując ludzi o to wydarzenie. Wszyscy świadkowie zgadzali się, co do opisu
obiektu: wielki, srebrzysty, w kształcie rury czy walca, który eksplodował w
powietrzu przed uderzeniem w ziemię.
Kiedy przelatywał on swym małym
samolotem pomiędzy dwoma wzgórzami, to zauważył pas spalonej roślinności.
Wyglądało to według jego słów tak, jakby ktoś nalał benzyny w prostej linii i
podpalił ją. Galvagno wylądował na noc z postanowieniem zbadania intrygującego
obszaru następnego ranka. Kiedy wystartował następnego dnia, stało się coś
nieprzewidzianego: dwa silniki jego maszyny raptem stanęły, zaś samolot zleciał
ze swego pułapu tak, jakby znajdował się w próżni. Galvagno miał wylatane 600
godzin za sterami i tylko dzięki doświadczeniu udało mu się wylądować na stoku
wzgórza.
A
zatem UFO?
Tego nie wie nikt. Mówi się, że
mógł to być meteoryt, NOL, nowy super-tajny samolot, satelita szpiegowski czy
wreszcie amerykański ćwiczebny ICBM. Oczywiście każde z tych wyjaśnień może być
prawdziwe. Mnie zaciekawiły tutaj podobieństwa do znanych mi niezwykłych
incydentów, których autentyczności nikt nie kwestionuje, i tak:
1. Istnieje podobieństwo w opisach tej ufokatastrofy z
obserwacjami dokonanymi w czasie przelotu nad naszym krajem Wielkiego Bolidu
Polskiego w dniu 20 sierpnia 1979 roku – UFO w kształcie rozpłomienionego walca
czy rury;
2. Istnieje pewne podobieństwo w opisach z obserwacjami dokonanymi
w dniu 30 czerwca 1908 roku – chodzi o kształt słynnego Meteorytu Tunguskiego i
eksplozję, która zakończyła żywot obu tych obiektów;
3. Istnieje podobieństwo pomiędzy kształtami zniszczeń roślinności
w przypadkach Salta i Tunguskim;
Zatem można stwierdzić, że
mogło to być zjawisko tego samego typu i z tej samej parafii. Wydaje się zatem,
że mamy do czynienia ze zjawiskiem
podobnym fenomenologicznie do
słynnego Meteorytu Tunguskiego, ale nie tożsamym. Obecność Amerykanów – bo w grę
mogli wchodzić tylko Amerykanie – jest znamienna i oczywista. Oni tam już byli,
bo wiedzieli, że do tego wydarzenia dojdzie!
Co to zatem być mogło? – albo
była to nowa technologia testowana w największej tajemnicy – wszak takich
przypadków w Argentynie musiało być więcej, co niejednoznacznie wynika z opinii
red. Cordóby, a co oznacza, że Argentyna jest wykorzystywana przez Amerykanów
jako poligon kosmiczny (zrzutowisko kosmicznego złomu, lądowisko sztucznych
satelitów czy tajnych stacji kosmicznych CIA, NSA, itp. agencji), poligon
lotniczy dla ultra-tajnych samolotów czy pojazdów suborbitalnych i orbitalnych
z napędem nuklearnym (całkiem prawdopodobne), albo wreszcie technologii rodem
ze Strefy-51 (antygrawitacja, napęd MHD, itp.).
Także
i w Europie Środkowej
Nawiasem mówiąc, to przypomina
mi się tajemnicze wydarzenie z poligonu koło Węgorzewa, kiedy to wieczorem 15
marca 1995 roku (też 1995 roku!!!) spadł tam dziwny, dyskokształtny obiekt,
który został zabrany stamtąd przez żołnierzy GROM-u i jakichś cywilów. Kto wie,
czy nie byli to pracownicy CIA wykonujący zlecenie NASA, albo pracownicy NASA
lub wojskowi z USAF lub – co jest najbardziej prawdopodobne – z US Space
Forces, którzy po prostu zabrali z Węgorzewa swoją zabawkę i wyjechali z nią do
Stanów? W kontekście tego, co opisali Argentyńczycy taki scenariusz wcale
trzyma się kupy...
Nieco wcześniej mieliśmy
podobny przypadek w Jerzmanowicach pod Krakowem. Sprawa jest znana, więc
poprzestanę jedynie na przypomnieniu daty – 14 stycznia 1993 roku.
Jak widać, wydarzenia z
Argentyny mają swój odpowiednik u nas w Polsce. Także na Słowacji mieliśmy
tajemniczy przypadek zabrania artefaktu z podziemi Koszyc – chodzi o słynny
przypadek zabrania tzw. Radioartefaktu Koszyckiego w sierpniu 1996 roku, który
to incydent został opisany na łamach „Nieznanego Świata” przez dr Miloša Jesenský’ego, a także w jego
książce pt. „Bohové atomových válek” (Ústi nad Labem 1998). W tym przypadku
mogło chodzić o przedstawicieli rosyjskiego GRU czy ANB lub wojskowych z Космических
Войск РФ... Nie zapominajmy bowiem, że Słowacja w tym czasie jeszcze
należała do strefy wpływów Federacji Rosyjskiej.
Podsumowując można tylko
powiedzieć, że wyścig technologiczny trwa i wszystkie strony tych zawodów: USA,
Rosja, Chiny, UE, Japonia i Brazylia zrobią wszystko, by osiągnąć choć
minimalną przewagę. W tym wyścigu minimalna przewaga przelicza się na miliardy
dolarów, rubli, jenów czy euro, więc NASA, RAK, ESA czy inne agencje kosmiczne
mają się o co bić. Opisane powyżej wydarzenia wydają się to potwierdzać.
Jest jeszcze inny aspekt tej
sprawy. W prowincji Salta odnotowuje się wiele Obserwacji Dalekich i Bliskich
Spotkań w „prawdziwymi” UFO. Dla mnie jest to dowód wprost na to, że dzieje się
tam coś tajemniczego, co ma związek z Kosmosem i energią jądrową, a to z kolei
przyciąga NOL-e i Ufitów jak magnes. Wygląda na to, że jak w przypadku USA, UE,
Rosji czy Turcji, co kiedyś opisałem na stronach „Nieznanego Świata” – Oni
pilnują naszych poczynań i śledzą nas na każdym kroku, dbając przede wszystkim
o swoje własne bezpieczeństwo...
Opinia
eksperta
Pisze do mnie Kazimierz Bzowski w e-mailu
z dnia 4 czerwca 2004 roku:
Ponieważ Robert Leśniakiewicz
wysyła maile do Was wszystkich, nie tylko do mnie, wydaje mi się, że należy się
również i Wam garść uwag z mojej strony odnośnie poruszonego incydentu z
Argentyny z 1995 r.
Nie mam znajomych
korespondentów rozsianych po całym świecie jak Robert, swoje informacje ze
świata ściągam z Internetu dzięki łączu stałemu (24 godz. na dobę), siedząc po
kilkanaście godzin dziennie przy komputerze, Dlatego mogę przeskakiwać z kraju
do kraju i wyłapywać to co mnie interesuje. Zapewne wiecie, że jestem
„ufologiem” od wielu już lat, bo od z górą 38-miu. Interesując się sprawami UFO
w pierwszym rzędzie interesowało mnie : w jaki sposób „oni” (obcy, Aliens) do
podróży poprzez bezmiar kosmosu omijają czas? Jak to robią, że pojawiają się u
nas prawie natychmiast ?
Wielu ufologów jest zdania, że
przybywają oni z układu Plejad, z Wolarza, Oriona i innych konstelacji - a za
każdym razem są to odległości liczone w setkach lat świetlnych. Dodać warto, że
w żadnym z rozbitych UFO nie stwierdzono: zapasów pożywienia, zapasów sprężonej
lokalnej dla tych "ich planet" atmosfery do oddychania, zapasów
"części zamiennych", aparatury do podtrzymywania życia itp. Te
"braki " mówią, że prawdopodobnie "kontakt" UFO z Ziemią
następuje natychmiast - lub prawie natychmiast. Czy nauka zna taki sposób ?
Chociaż wydaje się to paradoksalną niemożliwością - ale TEORETYCZNIE - tak.
Jest to zawarte w Teorii Względności. Ponad 38 lat poświęciłem na znalezienie
odpowiedzi: „jak oni to robią?”. Na nasze obserwacje zjawiska zwanego
"UFO" nakłada się nasz własny, „techniczny” punkt widzenia. Ich
zachowania się w naszej atmosferze przyrównujemy do naszych możliwości technicznych
i do naszych obaw. Na przykład to, że „Obcy” penetrują, obserwują, szpiegują
nasze ludzkie poczynania w zakresie energii atomowej, jądrowej i podobnych..
Już dawno amerykańscy wojskowi
stwierdzali, że UFO jest wszędzie tam gdzie są składy broni atomowych czy
termojądrowych. Owszem, są. Ale wcale nie dlatego że ich to interesuje... Po
prostu dlatego, że w tych okolicach są emitowane do atmosfery energie o
najwyższych częstotliwościach drgań (promieniowanie gamma, X.) Jaki to ma
związek z ich obecnością tam ?
Oni są tam zawsze, tyle tylko
że nie są obserwowalni przez nasze zmysły.
Dlatego często można użyć W
DZIEŃ noktowizora, by zobaczyć ich obiekty i ich samych, tam gdzie ktoś-kiedyś
widział ich obecność nocą... Obecność i obserwowalność UFO potęguje się tam,
gdzie w danej okolicy istnieją anomalne poziomy energii fizycznych: tam, gdzie
gwałtownie wzrasta lub gwałtownie maleje pole grawitacyjne; tam, gdzie
manifestują się promieniowania gamma (nawet o niewielkim natężeniu); tam, gdzie
pojawiają się nie-normalne poziomy pola magnetycznego i elektrycznego.
Dlatego wielu badaczy zaczyna w
swych dociekaniach i badaniach terenowych używać dozymetrów i magnetometrów.
Ostatnio w TV pojawia się kilkukrotnie film z serii Discovery, w którym
pokazuje się jak studenci z jednej z uczelni w USA próbują naśladować
crop-circles. Jeśli jeszcze raz zobaczycie ten film - zwróćcie uwagę: pod
koniec projekcji lektor mówi o helikopterze, który chciał z góry sfotografować
piktogram - i nagle na wysokości około 100 m nad ziemią utracił siłę nośną i
opadł na wysokość kilku stóp, pomimo że silnik pracował pełną mocą i wirnik
rotował jak należy...Cóż takiego się wówczas stało?
1) Utrata zdolności zachowania
wysokości mogła być spowodowana gwałtownym wzrostem pola grawitacyjnego w
obszarze przestrzeni zawartym pomiędzy "100 m nad ziemią" a
"kilka stóp nad ziemią".
2) W tych warunkach helikopter
był "jakby w próżni", łopaty wirnika kręciły się a helikopter mimo
tego spadał....
To samo wystąpiło w większej
skali w Salta w 1995 r. w odniesieniu do
rurowatego obiektu UFO i do samolotu pilota Galvagano. Tu zacytuję
urywek tekstu, który przekazałem dwa dni temu p. Leśniakiewiczowi:
Wojskowe radary namierzyły
obiekt gdy był na wysokości 3.370 m Argentyńska gazeta "Quiciencia electronico"
podała 26.10.1996, że w tym samym rejonie rozbiło się w ubiegłych latach 68
UFO.
i dalej:
Pilot samolotu mający za sobą
6000 godzin lotu twierdził, że lecąc nad tym terenem na wysokości około 3000 m.
zawsze traci siłę nośną i jego samolot spada jak kamień o około 1000 metrów i
tylko dzięki rutynie kilka razy udało mu się wyprowadzić maszynę kilkadziesiąt
metrów nad ziemią...
i dalej :
Jak podaje lokalna gazeta
"Diario Norte"- kolejne UFO rozbiło się tam
25 stycznia 2000 r....
Zdaniem p. Leśniakiewicza za
całą sprawą z Salta stoją siły wojskowe argentyńskie, może USA a może jeszcze
inne. Fakt, że "teren otoczyło wojsko" i że "nadjechały tam
samochody z ludźmi mówiącymi po angielsku" - świadczą o tym, że wojsko tym
się interesuje (to zresztą nie nowina). Jednakże całość wypowiedzi p.
Leśniakiewicza sprowadza się do tego, że w sprawach UFO i pierwsze i ostatnie
słowo ma tylko wojsko. Ja uważam inaczej, że wojsko owszem, interesuje się tym,
ale tylko tyle...
W kontekście zjawisk UFO
istnieją zjawiska, które badacz może sprawdzać instrumentalnie, często zresztą
w sposób przez niego nie przewidziany: np. za pomocą zdjęć wykonywanych przez
przypadkowe osoby. Nie za wszystkimi zdarzeniami muszą koniecznie stać
"siły wojskowe". Opowiem pokrótce zdarzenie z maja 1996 r. z
Warszawy. Byli wówczas w Warszawie fizycy z Niemiec, pp. Grażyna Fosar i Franz
Bludorf, Po wizycie u mnie pojechali na kilka godzin do p. Miłosłwa Wilka,
odkrywcy "Sieci Wilka". Tam przez 4 godziny automatyczna kamera video
8 mm filmowała całe otoczenie wewnątrz pokoju, w którym Wilk demonstrował swoje
osiągnięcia. F. Bludorf wykonał też zdjęcia na 5 rolkach filmu KODAK 400.
Około godz. 16-tej odjechali z
Warszawy samochodem do Berlina a 15 minut przed północą miałem telefon z
Berlina od p. Fosar. Mówiła, że z 5 rolek filmu Kodaka, są na nich dwa zdjęcia:
Pałacu Kultury w Warszawie i jedno, ich ze mną. Poza tym „czysta taśma”. Nie
naświetlona. Tak samo 4 godziny nagrania video kamerą – „czysta taśma”. Żadnego
zapisu. P. Fosar pytała mnie czy wiem co się mogło stać. A jakie jest WASZE
zdanie ? Co spowodowało, że nie naświetliło się 5 rolek filmu i taśma
elektroniczna w kamerze? Jaki to ma związek z UFO ? A ma....
W roku 1984 w Szczecinie
odbywał się Zjazd Ufologiczny. Przed rozpoczęciem obrad pojawiła się ekipa TV
Szczecin, która kamerą filmową 16 mm chciała nakręcić reportaż o tej imprezie.
Mieli rolkę 120 metrów filmu, więc
pierwsze 30 m nakręcili na
klatce schodowej z ufologiem z Lublina. Później przeszli na pustą jeszcze salę
obrad i sfilmowali ją też. Następnie do barku kawowego, gdzie siedziałem z p.
Wilkiem i zrobili z nami wywiad, na końcu z p. R. z Krakowa. Miało to iść tego
samego dnia wieczorem w programie, ale nie poszło... Za to następnego dnia
rano, gdy znów byłem w barku z Wilkiem przy kawie - weszła ta sama ekipa z
krzykiem z daleka: panie Bzowski, jak pan to zrobił?
Okazało się, że zamiast ufologa
z Lublina, widoku sali i wywiadu z p. R. była „czysta taśma” natomiast wywiad
ze mną i Wilkiem nagrał się pięknie... Co mieliśmy im powiedzieć? Że cała
impreza była na „podglądzie UFO”, że kręcili wywiady na trasie przebiegu szerokiego
„Kanału Wilka” a tylko barek kawowy był poza kanałem?
Pozdrawiam
wszystkich –
Kazimierz Bzowski
Tyle nasz ekspert. Niestety, po
awanturze w Roswell i filmie Ray’a
Santilli’ego trudno jest uwierzyć w te dziesiątki rozbitych UFO na
argentyńskiej pampie. Spiskowa Teoria Dziejów w tym przypadku zwraca się
przeciwko samej sobie – zgodnie z zasadą, że co za dużo to niezdrowo... W tym
przypadku zawsze będę niewiernym Tomaszem. Nie mówiąc już o tym, że Kosmici
pozwalają sobie na zestrzelenie kilkudziesięciu maszyn i nic?...
O wiele bardziej przemawia do
mnie teoria głosząca, że UFO = pojazdy spoza czasu, bowiem wyjaśnia ona
wszystkie fenomeny z UFO związane i co więcej – pasują do niej wszelkie
niesamowite zjawiska, w których mieszczą się Obserwacje Dalekie, Bliskie Spotkania, a nawet „kanały”
z teorii inż. Wilka!
Jordanów, 2004-06-07