Boeing 747 z Korean Airlines
Kmdr rez. Wadim Kulinczenko
Błąd techniczny na
stronie internetowej CNN w kwietniu 2003 roku doprowadziła do publikacji na
ogólnie dostępnych witrynach zachodnich mediów nekrologi Dicka Cheneya, Ronalda
Reagana, Fidela Castro, Jana Pawła II i innych osób ze
świecznika.
30 lat temu, w
sierpniu 1983 roku, byłem w składzie bojowej zmiany dyżurnej Centralnego
Stanowiska Dowodzenia Floty Wojennej ZSRR. Dyżur byłby nawet całkiem spokojny,
gdyby nie meldunek od Floty Oceanu Spokojnego mówiący o tym, że w rejonie
Sachalinu został zestrzelony obcy samolot, który naruszył przestrzeń powietrzną
Związku Radzieckiego…
Czy
były „czarne skrzynki”?
Ten meldunek nas,
marynarzy, wcale nie dotyczył. Ale tylko do tego czasu, kiedy rozpoczęto
operację ratowniczą, wszak samolot wpadł do morza, a to już jest działka Floty.
Pamiętam, że w tym czasie była wściekła pogoń z obu stron – naszej i
amerykańskiej – za „czarnymi skrzynkami” zestrzelonego samolotu – i to na dnie
morza. Ludzi na miejscu katastrofy nie znaleziono. Owszem, były tam jakieś
trepki i manekiny… Poszła informacja, że wyprzedziliśmy Amerykanów, ale co
zapisała ta aparatura, pozostaje tajemnicą do dziś dnia. No i czy to były te
właśnie „czarne skrzynki”?
Jedno jest jasne: w
1983 roku, Biały Dom chciał wygrać kolejną ideologiczną rundę w Zimnej Wojnie i
utwierdzić świat w przekonaniu, że Rosjanie zestrzelili bezbronny, cywilny
samolot. No, ale po upływie 30 lat pojawiają się wciąż nowe fakty i dowody…
Diabelski
plan
W roku 1981,
prezydentem USA został Ronald Reagan, który nienawidził Rosji i od razu
postanowił urządzić coś podobnego do Kryzysu Karaibskiego. Ogłosił on „krucjatę
przeciwko komunizmowi”.
Kluczowym celem USA
było rozmieszczenie w Europie pocisków rakietowych Pershing II u granic
Związku Radzieckiego, co dawało Białemu Domowi prowadzenie bardziej ostrego
dialogu z Kremlem. Ale powstał problem: Europa była przeciwna temu planowi.
Regan i jego ekipa
musiała w jakiś sposób przełamać negatywny stosunek europejskich sojuszników z
NATO do amerykańskich planów, a na dodatek nie tylko wskazać im konieczność,
ale także i niezbędność rozmieszczenia u nich tychże MRBM (zasięg 1700 km –
przyp. tłum.).
Zatem zdecydowano się
na użycie prowokacji, wskutek której zostałby zohydzony obraz Związku
Radzieckiego na całym świecie. Pretekst znaleziono – na tyle efektywny ze
względu na następstwa, i na tyle potworny ze względu na wykonanie. Na szalę
rzucono życie niewinnych ludzi.
Została opracowana
operacja, za pomocą której zaplanowano ustrzelenie od razu dwóch zajęcy:
·
wykryć stanowiska dalekowschodniej
obrony plot. WOPK ZSRR i jednocześnie…
·
…pokazać skrajnie negatywny obraz
Związku Radzieckiego na całym świecie.
Plan, który
opracowano, był rzeczywiście diabelskim. Dla jego realizacji wybór padł na
cywilny samolot Boeing 747 Jumbo Jet Koreańskich Linii Lotniczych KAL, numer
burtowy HL7442, numer lotu KAL 007, na pokładzie którego znajdowało się 246
pasażerów.
Rutyna
i niedoróbki
Rejs KAL 007
rozpoczął się zwyczajnie. 31.VIII.1983 roku, Boeing opuścił Nowy Jork
i wziął kurs na Anchorage, AK, skąd po dotankowaniu poleciał on w kierunku
Seulu po pasie drogi lotniczej Romeo-20 (znanym bardziej jako Red-20 – przyp.
tłum.). Jednakowoż poleciał on inną trasą i wszedł w zamknięty
obszar powietrzny ZSRR, w którym
ruch wszelkich zagranicznych pojazdów powietrznych był
zabroniony.
Powstaje pytanie: czy
Boeing
po prostu zszedł z kursu mając najnowocześniejsze oprzyrządowanie nawigacyjne i
trzy niezależnie działające komputery będące w stanie określić położenie
samolotu z dokładnością do metra? Nasuwa się tylko jeden wniosek: w komputery wpisano nieprawidłową trasę.
Amerykanie stawiają
na błąd pilotów i wyposażenia nawigacyjnego, ale nie przytaczają na to żadnych
argumentów. Błąd pilotów? Dowódcą koreańskiego Boeinga był Chun Byung-In – jeden z najlepszych
lotników kompanii lotniczej KAL, były pilot wojskowy i na pewno nie samobójca.
A swoją drogą, o załodze tego właśnie
Boeinga
warto powiedzieć coś oddzielnie.
Liczebność załogi
wedle etatów wynosiła 18 osób, ale z niewiadomych przyczyn w tym akurat rejsie
wynosiła 23. A to oznacza, że na pokładzie było 269 osób, ale na miejscu
zagłady samolotu nie znaleziono ani jednego ciała. Dlaczego?
Nawet podczas
najstraszniejszych katastrof lotniczych nie zawsze znajdywano szczątki ofiar.
Podam tylko jeden przykład z niedawnej przeszłości: dnia 1.VI.2009 roku,
samolot Airbus 330-200 kompanii Air France lecący z Rio de Janeiro do
Paryża uległ katastrofie nad Atlantykiem. Zginęło 228 osób, a udało się wydobyć
ciała tylko 127 ofiar.
Przybyli na miejsce
katastrofy radzieccy marynarze nie odnaleźli ani
jednego ciała! Natomiast znaleźli wiązkę paszportów – czyż to nie jest
dziwne? Na dnie nurkowie znaleźli masę szczątków maszyny. Można to nazwać
zagadką Boeinga? A przecież rozwiązanie tej zagadki jest takie proste: pasażerów na pokładzie zestrzelonego samolotu po
prostu nie było. Takie niedoróbki można mnożyć.
Kto
jest ofiarą?
Po wylocie
stratolinera z Anchorage, w rejonie Kamczatki już znajdował się amerykański
samolot zwiadowczy RS-135, zewnętrznie podobny do Boeinga 747. W czasie
zbliżania się doń Jumbo Jeta, RS-135 zaczął się podchodzić do
niego i w pewnym momencie na naszym radarze oba cele zlały się w jedno echo.
Nie ma się więc czego
dziwić, że na stanowisku naszych WOPK nabrano podejrzeń, że kursem koreańskiego
Boeinga
podąża RS-135, by wedrzeć się nad sekretny obszar i tajne obiekty
ZSRR. W powietrze poderwano dyżurne MiG-23, ale nie mogły one
zidentyfikować samolotu, bowiem nie był oświetlony jego ogon z numerem
burtowym. Po minięciu Kamczatki, samolot dalej leciał nad Morzem Ochockim, zaś
myśliwce wróciły na lotnisko. I tutaj miała miejsce jeszcze jedna „dziwna”
zbieżność – kurs, którym leciał teraz Boeing był „dziwnym trafem” zbieżny
z trajektorią lotu satelity radiozwiadowczego Ferret D.
Nad Sachalinem
zboczenie z wytyczonej trasy sięgnęło już 500 km. Czy komputery nawigacyjne i
piloci mogli pomylić się aż tak? A
przede wszystkim czy był to Boeing czy RS-135? Takie naruszenie
przestrzeni powietrznej mogło być tylko celowe. Dlatego też postanowiono podjąć
adekwatne kroki.
Na przechwyt poleciał
myśliwiec Su-15, prowadzony przez ppłk Giennadija Osipowicza. Znajdując się w polu widzenia
samolotu-naruszyciela, Osipowicz zrobił wszystko co możliwe i niemożliwe by
zwrócić na siebie uwagę i zidentyfikować go włącznie z oddaniem serii z
pokładowego działka. Nie wywołało to jakiejkolwiek reakcji ze strony
naruszycieli. Obca maszyna tylko zredukowała swą prędkość do 400 km/h, co mogło
spowodować przepadnięcie radzieckiego myśliwca w martwy korkociąg.
Z ziemi nadszedł
rozkaz – „atakować intruza!” – i ppłk Osipowicz wypełnił swój obowiązek:
wystrzelił dwie rakiety R-98 z których jedna trafiła w
kadłub ogromnej maszyny i uszkodziła jej system sterowania.
Intruz zaczął zniżać
się z umiarkowaną prędkością, ale z wysokości 5000 m zaczęło się jego gwałtowne
spadanie. Zostało ono spowodowane już trafieniami amerykańskich rakiet. Taka
wersja istnieje i są na to dowody.
Ale dlaczego
Amerykanie postanowili dobić ten uszkodzony samolot? Odpowiedź jest prosta:
gdyby załodze udało się posadzić Boeinga (nawet na wodę), to świat dowiedziałby
się o jego podłej misji, a dla samego Reagana byłaby to polityczna śmierć.
[Wikipedia podaje coś
takiego:
O
godzinie 17.42 do 17.45 czasu UTC dwa myśliwce - tym razem Su-15 - zostały
wysłane w stronę Boeinga. Po 31 minutach samolot przeciął radziecką przestrzeń
powietrzną, a wkrótce po tym Su-15 dotarły w jego pobliże. Major Giennadij Nikołajewicz
Osipowicz, pilot jednego z Su-15 o numerze taktycznym 805, najpierw wystrzelił
salwę ostrzegawczą z broni pokładowej przed kokpitem Boeinga. Ponieważ myśliwca
nie wyposażono w amunicję smugową, piloci rejsu nr 007 mogli nie zauważyć
strzałów ostrzegawczych. Następnie pilot myśliwca - po otrzymaniu rozkazów z
ziemi, o godzinie 18.22 UTC - odpalił w kierunku samolotu pasażerskiego rakiety
powietrze-powietrze. Z dwóch wystrzelonych rakiet R-98 (będących późną wersją
rakiety R-8M2 Kaliningrad, nazywanej w kodzie NATO Advanced Anab) w cel o
godzinie 18.26 trafiła jedna. Była to rakieta naprowadzana radarem. Natomiast
rakieta posiadająca głowicę z sensorem termicznym (na podczerwień) chybiła
najprawdopodobniej z powodu awarii głowicy lub zapalnika.
Trafienie
jednej z rakiet spowodowało poważne uszkodzenie samolotu pasażerskiego, i choć
dokładnie nie wiadomo co wydarzyło się po eksplozji, przypuszcza się, iż we
wnętrzu maszyny nastąpiła dekompresja, a załoga straciła kontrolę nad
odrzutowcem. Samolot wpadł w korkociąg i runął do Morza Japońskiego. W momencie
trafienia KAL 007 znajdował się kilka kilometrów poza terenem ZSRR - przyp. tłum.]
Samolot zwiadowczy RS-135
Druga
wersja
I tak
samolot-naruszyciel został strącony. Ale w co właściwie trafił ppłk Osipowicz?
Czy to był Jumbo Jet czy inny samolot? Dowodów na rzecz ostatniej wersji
jest dostatecznie dużo.
Istnieje założenie,
że nad Sachalinem leciał jeszcze samolot-zwiadowca RS-135. To właśnie jego
zestrzelił Osipowicz. Argumenty? Najbardziej ważkim jest zeznanie złożone przez
francuskiego badacza Michela Bruni,
który wiele lat poświęcił na badanie tej katastrofy.
Bruni zwrócił uwagę
na to, że wśród szczątków znaleziono dwie tratwy ratunkowe. One nie były na
wyposażeniu koreańskiego Jumbo Jeta. Co więcej: znalezione na
miejscu spadku zestrzelonego przez ppłk Osipowicza samolotu szczątki zbiornika
paliwa były pomalowane białą, niebieska i złota farbą (kolorami US Navy), a
poza tym znaleziono fragmenty zamocowań dla broni pokładowej. Bruni nie tylko
twierdzi, że ppłk Osipowicz zestrzelił RS-135 ale także twierdzi, że obcych
samolotów było tam o wiele więcej!
[Znajdowały się tam
także 2-3 samoloty rozpoznania radioelektronicznego, okręt rozpoznania
radioelektronicznego - fregata USS Badger
a wszystko to było koordynowane z pokładu samolotu dowodzenia, ostrzegania,
kontroli i rozpoznania radioelektronicznego E3A Sentry AWACS
zbudowanego na bazie samolotu Boeing 707 podobnie jak
RS-135, od którego różnił się tylko grzybem potężnej anteny
radiolokatora umieszczonym na „plecach” maszyny… Jeżeli więc Rosjanie polowali
na jakiś amerykański samolot, to właśnie nie na RS-135, ale na latające
centrum dowodzenia – E3A, które wtedy było całkowitą
nowością i stanowiło jedno z kluczowych ogniw działania reaganowskiego programu
SDI, dlatego wiedza o tych maszynach była dla Rosjan tak cenna. Notabene wszystkie
trzy samoloty były do siebie podobne! - uwaga tłum.]
Zorientowawszy się w
tej plątaninie i doskonale zbadawszy dostępne mu informacje, Bruni doszedł do
wniosku, że na niebie nad Sachalinem doszło do prawdziwej bitwy powietrznej,
można rzec – małoskalowa III Wojna Światowa, której ofiarą stał się także
południowokoreański Boeing, którego jednak nie zestrzelił ppłk Osipowicz tylko
Amerykanie.
Latający radar i zarazem stanowisko dowodzenia - samolot E3A Sentry AWACS
Skutki
Niestety, USA
odniosły tutaj sukces. (Inna rzecz, że nikt nie słuchał radzieckiej wersji
wydarzeń, bo cały świat został przytłoczony wrzaskiem amerykańskiej propagandy,
co stanowi dowód na to, że cała rzecz została doskonale przygotowana – przyp.
tłum.) Reagan wprost oświadczył, że zniszczenie Boeinga dało Kongresowi
USA bodziec do rakietowego przezbrojenia. Zachodnia Europa dała zezwolenie na
rozmieszczenie na jej terytorium rakiet Pershing II.
Ale zdecydowane
działanie naszych sił zbrojnych w ochronie naszych rubieży postawiły Waszyngton
wobec faktu, że będziemy stanowczy wobec bezceremonialnych działań na naszych
granicach.
Należy pamiętać o
tym, że podobna prowokacja – nie jest wykluczona. Podobna prowokacja miała
miejsce w przypadku katastrofy SSGN K-141 Kursk w sierpniu 2000 roku.
Ale tajemnice tych wydarzeń będą na długo schowane w pancernych sejfach służb
specjalnych.
Jeden z koreańskich samolotów, które „przypadkowo” „zbłądziły” w locie nad radziecką Północą i zostały zmuszone do lądowania na Syberii. Kroniki radzieckiego WOPK odnotowały co najmniej dwukrotne przypadki przechwytu południowokoreańskich samolotów pasażerskich, które poważnie zboczyły z kursu i weszły w zakazane strefy radzieckiej przestrzeni powietrznej…
[A mnie nasunęła się
ciekawa konstatacja, bo czy nie byłaby doskonałą prowokacja, wskutek której w
dniu 10.IV.2010 roku, na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku doszło do katastrofy
rządowego Tu-154M z prezydentem Polski na pokładzie? To akurat się
ładniutko wpisuje w ten schemat, a że CIA hula sobie w naszym kraju jak u
siebie (sprawa więzień CIA i transferu osób przez nią zatrzymanych,
przetrzymywanych i torturowanych jest na to wymownym dowodem), więc rzecz jest
całkiem możliwa. A cel? Cel jest oczywisty – jak zwykle zohydzenie w oczach
Europejczyków obrazu Rosji i Rosjan, ale nade wszystko popsucie stosunków
polsko-rosyjskich, które były wtedy jeszcze w miarę poprawne i osiągnięcie jakichś celów strategicznych przez Biały Dom, w których Polska (jak zwykle) znów odegrała rolę pionka na szachownicy… - uwaga
tłum.]
Tekst i ilustracje –
„Tajny XX wieka” nr 30/2013, ss. 6-7
Przekład z j.
rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©