Powered By Blogger

piątek, 31 października 2014

Klątwa wyspy Palmyra (4)

Palmyra i Johnston Island


Opinie ufologów


Oczywiście zapytałem moich znajomych ufologów, co sądzą na temat tej dziwnej i zagmatwanej sprawy a oto, co mi odpowiedzieli:

Kiyoshi Amamiya, Japonia - Dziękuję za ten długi raport. Przetłumaczyłem sobie i stwierdziłem, że nigdy nie słyszałem przedtem o Palmyrze. Jak wynika z mapy, znajduje się ona w centrum Pacyfiku. Wydaje mi się, że prądy morskie naganiają tam mnóstwo śmieci. Przestudiowałem elementarne dane o Palmyrze, które mi podesłałeś. Przeczytałem o zabójstwie Muff i im podobnych. Przeczytałem także o „ofiarach seryjnego mordercy o tym samym imieniu.” To było w książce pt. „Stranges of All” Franka Edwardsa. Tam też opisane są przypadki takiej śmierci ludzi o tych samych nazwiskach.

Nie znalazłem żadnych śladów UFO czy Obcych w przypadku „przeklętego raju na atolu Palmyra”.

Kiedy byłem młody, to pracowałem na statku handlowym w Jokohamie. Było tam kilku facetów, którzy opowiadali, że doszło do śmierci kilku „pracowników na statku”. Ja także wypatrywałem zwłok na wodzie. Statek miał oznaczenia iż ma on „niebezpieczny ładunek”. Ładunek rozmieszczony prostopadle jest niebezpieczny. Jeden z moich przyjaciół został przygnieciony przez pnie drzewa. Chińskie ładunki są najbardziej niebezpiecznymi do rozładowywania w świecie, natomiast europejskie cargo jest zawsze bezpieczne. Jednakże załoga miała pecha i dotknęło ją niebezpieczeństwo…

Lubię tajemnice oceanu, odkąd zobaczyłem lśniący dysk na powierzchni wody w Zatoce Tokijskiej.


I następna opinia:


Patrick Moncelet, Singapur – Czytając historię tego, co się działo na atolu Palmyra nie sądziłem, że ma ona związek z ET czy Ludźmi Oceanu, ale ma ona przede wszystkim paranormalne konotacje. Taki pomysł przyszedł mi do głowy, że facet, który napisał scenariusz do telewizyjnego serialu „Lost”[1] wiedział o istnieniu tego atolu czy wyspy i zaczerpnął inspiracji z jej paskudnej reputacji.
Palmyra jest takim tajemniczym miejscem. […]


I jeszcze jedna opinia:


Albert Rosales, USASądzę, że te wydarzenia stanowią być może kombinację wielu czynników. Inne wymiary, Ludzie Oceanu, Istoty z Ciemnej Strony, itd. itp. – a także w pewnych przypadkach interwencja ludzi. I dlatego to przeklęte miejsce lepiej zostawić samemu sobie.


I coś w tym jest.         


Moje 3 grosze


W tej historii właśnie jest to coś, co pozwala sądzić, że mamy do czynienia z nieziemskimi siłami, które czyhając na zgubę ludzi starają się trzymać ich z daleka od wyspy. Podejrzewałem zrazu interwencję Ufiastych, Ludzi Oceanu czy Ludzi Spoza Czasu, ale doszedłem do wniosku, że komuś bardzo zależy na tym, byśmy właśnie tak myśleli. Komuś bardzo zależało na tym, by powstała złowroga Legenda Palmyry, która będzie krążyła w mediach i miała zniechęcające działanie na amatorów mocnych wrażeń. To jest oczywiste. Pozostaje tylko odpowiedzieć na pytanie – dlaczego?

Zacznę od tego, że sprawa zabójstwa Grahamów wygląda bardzo dziwnie. Może nie tyle samego zabójstwa, ile tym, że zabójca posłużył się tak skomplikowanym sposobem pozbycia się zwłok, jak ćwiartowanie i spalanie palnikiem acetylenowym! Przecież wystarczyło, by wyrzucił zwłoki do laguny pełnej krwiożerczych rekinów i nie pozostałyby żadne ślady tej zbrodni! A zatem komuś zależało na tym, by kości zostały znalezione.

Szczątki Maca znikły, znaleziono tylko pozostałości po Muff. A może to właśnie kości znalazły się w tym miejscu, bo szła tam Sharon? Ale odwrócenie rozumowania śledczych w tą stronę sugeruje to, że istniał Ktoś, komu zależało na tym, by te kości zostały znalezione…

Podobnie jest w sprawie znalezienia tekturowej tuby z trzema mapami Palmyry. To wygląda tak, jakby komuś bardzo zależało na tym, by Wolfe ją znalazł i to akurat w kluczowym momencie procesu. Zbieg okoliczności?

Nie ma takich zbiegów okoliczności. „Nie ma przypadków, których sam nie stworzę” – powiedział kiedyś Talleyrand. Wyspa podobnież jest niezamieszkała i próby zamieszkania na niej kończą się dla ludzi fatalnie. A jednak mieszkał tam jakiś eremita, przebywali tam jacyś „hippisi”, którzy przeganiali przybyszów z zewnątrz. Dlaczego? Dlaczego przeganiano ludzi z wyspy, która „istniała sama dla siebie, a nie dla człowieka”? Wydawałoby się, że na te pytanie nie ma odpowiedzi, a jednak…

Żeby zrozumieć to, co się działo na Palmyrze, trzeba przypomnieć sobie historię tego regionu, a szczególnie jaka rolę odgrywał on w czasach Zimnej Wojny. Robert Duvall w swym raporcie na temat UFO a energia jądrowa, pisze m.in. o tym, że:  
  
Następne próby w przestrzeni kosmicznej miały miejsce w 1958 roku, a także w roku 1962 po ogłoszeniu moratorium na próby atomowe w Kosmosie. Miały one na celu badanie reakcji kosmicznych pasów radiacyjnych van Allena – Wiernowa na wzmożoną radioaktywność po eksplozji ładunków nuklearnych. Eksperyment ten spowodował, że na wyspie Johnston Island po eksplozji padły wszystkie urządzenia radiolokacyjne i łączności radiowej na wielkim obszarze. Powstający w chwili eksplozji nuklearnej EPM jest bardzo użytecznym narzędziem do obezwładniania wrogiej łączności i możliwości wykrywania celów radarem. Ma to kolosalne i kluczowe znaczenie dla możliwości działania własnej obrony przeciwbalistycznej [i kosmicznej]. Inny test przeprowadzony na Johnston Island spowodował zniszczenie rakiety na stanowisku startowym, w rezultacie doszło do skażenia terenu i akwenu wokół niego plutonem, co spowodowało śmierć wielu istot żywych jeszcze długo po tej katastrofie.
A do tego dołączyłem cztery zdjęcia:


1 – Johnston Island – widok wyrzutni rakietowej po eksplozji rakiety Thor z głowicą nuklearną w 1962 roku. Sama głowica na szczęście nie eksplodowała, ale zawarty w niej pluton-239/240 skaził niemal cały atol.


2 – Wieczorny start rakiety Thor na Johnston Island. W latach Zimnej Wojny miało tam miejsce kilkadziesiąt odpałów różnych pocisków rakietowych.


3 – Rakieta Thor na stanowisku startowym.


4 – Mogilnik Agentorange na Johnston Island. W rzeczywistości jest to cmentarzysko plutonu zebranego po katastrofie rakiety Thor w 1962 roku.

Sprawdziłem w amerykańskiej Wikipedii i oto, co tam napisano:

Johnston Island - widok ogólny

W dniu 29.XII.1934 roku, prezydent Franklin Delano Roosevelt specjalnym rozkazem nr 6935 przekazał kontrolę nad atolem Johnston US Navy, 14 Okręg Floty w Pearl Harbor w celu utworzenia na nim bazy lotnictwa Marynarki Wojennej […]
W 1948 roku kontrolę nad atolem przejęły USAF. W czasie Operacji Hardtack – serii prób nuklearnych przeprowadzonych od 22.IV do 19.VIII.1958 roku, administracje nad atolem przekazano w ręce dowódcy 7. Grupy Połączonych Sił Uderzeniowych USN. Po przeprowadzonych testach, wyspa pozostała pod kuratelą USAF.
Od 1963 do 1970 roku, 8. Grupa Połączonych Sił Uderzeniowych USN oraz Komisja Energii Atomowej (AEC) utrzymywały połączoną kontrolę na wyspie w czasie wysokościowych testów nuklearnych.
W 1970 roku, kontrola operacyjna została przekazana z powrotem USAF do lipca 1973 roku, kiedy wyspę przejęła Agencja Specjalnego Uzbrojenia Obronnego – DSWA. Przez lata była to organizacja o nazwach: DASA – od 1959 do 1971; DNA – od 1971 do 1996 i DSWA od 1996 do 1998. Wszystkie te organizacje zajmowały się atomowym uzbrojeniem defensywnym.
Potem wyspa zmieniała administratorów: DTRA i USAF do roku 2004, kiedy to baza została zamknięta.

Tyle podaje Wikipedia. Od siebie dodam tylko to, że każda w tych agencji zajmowała się defensywnym użyciem broni atomowej. Ale co to ma do Palmyry?

Otóż Palmyra leży niemal w samym środku Pacyfiku i z tej racji jest idealnym punktem obserwacyjnym amerykańskich, australijskich i nowozelandzkich poczynań sił zbrojnych tych państw działających w ramach wciąż istniejącego paktu ANZUS oraz nieistniejącego już paktu SEATO.

Spójrzmy na mapę. Atol Palmyra znajduje się niemal na środku Pacyfiku, ale nie jest aż taka samotna, jak to opisuje autor, bowiem na północny-zachód od niego znajduje się maleńki atol Kingman Reef, zaś w tym samym kierunku, w odległości 1400 km znajduje się wyspa Johnston i jej rakietowo-jądrowy poligon. Z pewnego punktu widzenia, Palmyra idealnie nadawałaby się do obserwacji tego i innych poligonów USA i USAF – a ostatnio także Sił Kosmicznych USA znajdujących się na Hawajach, Johnston, Marianach – a szczególnie atolu Kwajalein, gdzie przeprowadzane są próby z ICBM i pojazdami kosmicznymi wypuszczanymi z Vandenberg AFB w Kalifornii.

Czy warto było mieć kontrolę nad tą wysepką? Oczywiście. Dlatego przepędzano stamtąd wszystkich intruzów i stworzono Legendę, która miała odstraszać potencjalnych gości. Oczywiście można było obsadzić wyspę wojskiem, ale koszt utrzymania tam garnizonu był zbyt wysoki. Dlatego wystarczyła tam grupa „hippisów” (właśnie dlatego piszę to słowo w cudzysłowie), która spuszczała manto każdemu żeglarzowi, który nieopatrznie zapuścił się w te strony.

Być może nie zwróciłbym na to uwagi, ale tam, gdzie wtrąca się AEC wiadomo, że dzieje się coś złego. Przypominam Czytelnikowi choćby taką aferę, jak ufokatastrofę nad Maury Island w okolicach portu Tacoma, WA. Naprawdę rozbiło się tam nie jakieś UFO, ale samolot AEC wywożący „gorące” popioły z reaktorów jądrowych w wytwórni i przetwórni plutonu w Hanford, WA, i topiący je do Pacyfiku. To prawdopodobnie one, a nie tylko produkty z Fukushimy, napromieniowują Zachodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych i Kanady!

Tak więc jestem pewien, że za tą cała aferą stoją amerykańskie służby specjalne, którym zależało na tym, by ta wyspa była bezludna i uznana za nawiedzona przez tajemnicze siły, co miało swój konkretny cel. A te służby są bardzo dobre w te klocki, że wspomnę tylko aferę Roswell i Maury Island, a także rozmontowanie Układu Warszawskiego. Ciekawy jestem, jak się mają sprawy dzisiaj, kiedy nie ma już bazy na Johnston, a satelity przejęły kontrolę nad całym światem? Czy Palmyra w dalszym ciągu „wzywa” do siebie co bardziej romantyczne i sensytywne natury na ich zgubę?


Przekład z j. angielskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©     



[1] W polskiej wersji „Zagubieni”.