Powered By Blogger

wtorek, 14 października 2014

Tajemnica zagłady SS "Ourang Medan"

Miejsce katastrofy SS Ourang Medan w Cieśninie Malakka


Andriej Lieszukonskij


W 1946 roku, na ekrany kin w ZSRR wszedł film „Krążownik Wariag”. W roli Wariaga wystąpił niemniej znany krążownik Aurora. Do zdjęć na Aurorze dostawiono czwarty komin i dodano dział.

Cieśnina Malakka. Łącząca Ocean Indyjski z Pacyfikiem – jest ona niemniej ważną drogą morską niż Kanał Panamski czy Sueski. W naszych czasach poprzez nią przepływa w każdym roku około 50.000 statków. Katastrof w Cieśninie Malakka jest jednak mało, ale jest w jej historii pewna biała plama. To jest tajemnicza, zagadkowa śmierć całej załogi SS Ourang Medan (wg innych źródeł Ourand Medan – uwaga tłum.), a potem i samego statku. 


SOS wśród nocnej ciszy


Lipiec 1947 roku. Zakończyła się już II Wojna Światowa, ale wiele okrętów zwycięskich państw jeszcze trwało na bojowych dyżurach na różnych akwenach świata. W stanie podwyższonej gotowości pracowały także wojskowe stacje radionasłuchu. A jakże by inaczej: stosunki pomiędzy ZSRR a dawnymi aliantami ochłodziły się? A komuniści z ideą powszechnej rewolucji światowej są zawsze niebezpieczni. Można oczekiwać od nich wszystkiego najgorszego, więc trzeba się pilnować! Ale to właśnie dzięki podwyższonej gotowości bojowej, brytyjskie i holenderskie stacje nasłuchowe, oraz stojący na dozorze u wybrzeży Półwyspu Malajskiego amerykański okręt rozpoznania radioelektronicznego USS Silver Star wychwyciły słaby sygnał wzywający pomocy. Jakiś głos wystrzelił w eter następujący komunikat:
Kapitan i wszyscy oficerowie leżą martwi w kubryku i na mostku. Prawdopodobnie cała załoga nie żyje.

R/O, czyli radiooficer z USS Silver Star mógł z dokładnością do kilkuset metrów namierzyć miejsce w Cieśninie Malakka, skąd nadszedł sygnał. Amerykanie natychmiast wyruszyli na pomoc, próbując nawiązać łączność ze statkiem, który prosił o pomoc. Ale nikt im nie odpowiedział. Dopiero po jakiejś godzinie w eterze znów odezwał się głos marynarza. Poprzez ulewę zakłóceń udało się wyłowić tylko dwa słowa – Ja umieram. Na tym łączność się przerwała. Tym niemniej, dowódca USS Silver Star płynął wciąż w kierunku do miejsca domniemanej katastrofy. Jego załoga nawet nie miała pojęcia, że stanie się uczestnikami zdarzeń, zagadkę których nie uda się rozwiązać w wiele dziesięcioleci później.


Strach na twarzach


Amerykański radiooficer dobrze znał swoją robotę: uszkodzony statek znalazł się dokładnie tam, gdzie on to przewidział. Drobnicowiec pod holenderska banderą, z nazwą SS Ourang Medan (dosł. „Człowiek z Medan – miasta w Indonezji – przyp. aut.) na burcie, zatrzymawszy maszynę stał w dryfie na pastwę losu. Amerykanie próbowali łączności z załogą: strzelali z rakietnicy, ale odpowiedzi nie było. Tak więc kilku marynarzy pod komendą oficera wsiadło do szalupy i podpłynęło do burty Ourang Medan. Weszli na pokład…

…i ujrzeli tam szokujący widok. Wszyscy załoganci byli bezsprzecznie martwi, włączając w to radiooficera, który przekazał im sygnał o ratunek. Na pokładzie Amerykanie znaleźli martwego psa. Sądząc z tego wszystkiego, załoganci SS Ourang Medan zmarli w strasznych męczarniach. Na ich twarzach zastygł wyraz przerażenia, przykrywali rękami głowy, jakby chcieli je uchronić przed nieznanym niebezpieczeństwem.

Ciekawe, że jeden z amerykańskich marynarzy, wcześniej służący w policji, zwrócił uwagę na to, że zwłoki nie ostygły. Poza tym posługując się termometrem, który zawsze miał przy sobie, ustalił, że temperatura ciał wynosiła +40°C! Poza tym zwłoki nie zesztywniały, ich kończyny się zginały. Za to spuściwszy się do wnętrza kadłuba, Amerykanie szybko wrócili z powrotem na pokład. We wnętrzu panowało piekielne zimno.

Pomyślawszy, oficer doszedł do wniosku, że Holendrzy padli ofiarami jakiejś infekcji. A potem jak najszybciej opuścili oni pokład zapowietrzonego statku. USS Silver Star wzięła statek na hol i ruszyła w kierunku najbliższego portu.
- Zrobiliśmy, co do nas należało. Niech dociekaniem przyczyn tragedii zajmą się specjaliści – logicznie zarządził dowódca. Jednakże w parę godzin później, nad Ourang Medan pojawił się dymek, który szybko zgęstniał. Amerykanie jeszcze nie zdążyli wysłać na statek strażaków,  jak wstrząsnął nim potężny wybuch. Drobnicowiec, a właściwie to, co z niego zostało, zatonął prawie natychmiast. Dowódca USS Silver Star podał dowództwu koordynaty miejsca katastrofy i kontynuował patrol Cieśniny Malakka.


W rejestrach go nie ma…


Docieczenie przyczyn zatonięcia SS Ourang Medan okazało się niemożliwym. Po pierwsze dlatego, że bez względu na wysiłki ratowników nie znaleziono żadnych szczątków na miejscu katastrofy. Wprawdzie głębina wynosi tam około 100 m, ale występuje silny prąd, który jest w stanie rozwłóczyć szczątki wraku na wiele kilometrów. Po drugie: statek Ourang Medan nie figurował w żadnych oficjalnych rejestrach statków – w tym w rejestrze Lloyda. A przecież czegoś takiego być nie mogło, jeżeli ten statek zajmował się przewozami zagranicznych towarów! Właśnie dlatego eksperci cała tą historię określili jako mistyfikację i umieścili ją wśród morskich bajek – nie biorąc pod uwagę, że statek wysłał sygnał SOS (Morsem) czy Mayday (na fonii) oraz na zeznania dowódcy i załogantów USS Silver Star.

[Brytyjska Wikipedia podaje, co następuje:
Zgodnie z Legendą, w czerwcu lub około czerwca 1947 roku, (Gaddis i inni określają datę tego wydarzenia na luty 1948 roku) dwa amerykańskie statki płynące przez Cieśninę Malakka: City of Baltimore i Silver Star między innymi przechwyciły wołanie o pomoc z holenderskiego statku SS Ourang Medan.  Radiooperator ze statku znajdującego się w opałach wysłał wezwanie o pomoc alfabetem Morse’a: SOS Z OURANG MEDAN… STOIMY W DRYFIE. WSZYSCY OFICEROWIE WŁĄCZNIE Z KAPITANEM SĄ MARTWI W KUBRYKU I NA MOSTKU. BYĆ MOŻE CAŁA ZAŁOGA NIE ŻYJE… Potem odebrano kilka kropek i kresek bez sensu i tylko dwa słowa dotarły czytelne: JA UMIERAM… Kiedy załoga Silver Star zlokalizowała i weszła na pokład najwidoczniej nieuszkodzonego Ourang Medan w celu udzielenia pomocy, to stwierdziła, że pokład jest dosłownie usiany ciałami (w tym szkielet psa) „leżącymi na plecach, zastygłe twarze zwrócone do słońca, z otwartymi szeroko ustami i oczami patrzącymi w przestrzeń, zwłoki wyglądały karykaturalnie” – nie znaleziono nikogo żywego, nie znaleziono także żadnych widocznych ran na martwych ciałach. Pożar, który wybuchł w ładowni nr 4, zmusił marynarzy do ucieczki z holenderskiego frachtowca, co uniemożliwiło dalsze dochodzenie. W chwilę później zaobserwowano jak Ourang Medan eksplodował i zatonął.  
 (Zob. https://en.wikipedia.org/wiki/Ourang_Medan) – przyp. tłum.]

Okładka broszury Otto Meltkego opisującej katastrofę SS Ourang Medan

Chociaż oficjalne osobistości odrzucały sama możliwość tragedii, to badacze-entuzjaści nie ustawali w próbach rozwiązania tej tajemnicy zatonięcia frachtowca płynącego pod holenderską banderą. Po wielu latach, historyk Ray Bunton i prof. Theodore Siersdorfer odkryli broszurę autorstwa niejakiego Otto Meltke, wydaną w 1954 roku w nakładzie kilkudziesięciu egzemplarzy i poświeconą właśnie sprawie SS Ourang Medan. Autor, o którym nie udało się znaleźć żadnych danych, (być może pisał on pod pseudonimem) twierdził, że: drobnicowiec przewoził ładunek nitrogliceryny i cyjanku potasu. Poza tym, jak twierdzi Meltke, na pokładzie znajdowała się broń chemiczna zabrana ze składów pokonanej III Rzeszy. Biorąc pod uwagę rok incydentu, hipoteza ta wydaje się być całkiem wiarygodna. Wtedy z Niemiec wywoziło się wszystko, co się tylko dało – od szpilki do armat. Najprawdopodobniej na statku doszło do przecieku i załoganci ulegli intoksykacji cyjanowodorem, który powstał w wyniku reakcji cyjanku potasu z wodą morską. A nitrogliceryna spowodowała wybuch w ładowniach statku. W rezultacie wersja ze znalezieniem się na pokładzie statku BŚT wyjaśnia i to, że statek ten nie był wpisany do rejestru Lloyda. W rzeczywistości był to „statek-widmo” dla utrzymania w tajności operacji przewozu zakazanego cargo. Jest całkiem możliwe, że marynarzom zaokrętowanym na burtę Ourang Medan przyszło umrzeć w każdym przypadku: po szczęśliwym dostarczeniu BŚT do portu zostaliby po prostu zlikwidowani jako niewygodni świadkowie, a statek poszedłby i tak na dno.

Jednak się powtórzę: oficjalne źródła niczego nie mają na temat tego statku. Większość poszukiwaczy i badaczy przyjęło wersję opublikowaną przez Otto Meltkego za podstawową. Jednakże entuzjaści podaja także i inne przyczyny tragedii. Druga najpopularniejsza hipoteza głosi, że na pokładzie statku doszło do pożaru. Załoga zatruła się gazami spalinowymi i dymem. Jednakże załoganci z USS Silver Star nie widzieli żadnych śladów ognia. Poza tym marynarze nie zginęliby od gazów i dymu na pokładzie przewianym wiatrem.

[No chyba, że gazy i dym zawierał silnie toksyczne produkty spalania, które mogłyby pomimo wiatru zatruć ludzi przebywających na pokładzie. Hipoteza o przewózce BŚT ma sens, ale jednocześnie pozwala na jej weryfikację choćby poprzez dragowanie dna morskiego w rejonie katastrofy. Znalezienie jakichkolwiek związków chemicznych stanowiących składowe BŚT byłoby potwierdzeniem hipotezy Otto Meltkego – przyp. tłum.]

Poza tym istnieje hipoteza o napadzie malajskich piratów. Jednakże jest ona mało wiarygodna, bo morscy rozbójnicy których w Cieśninie Malakka jest niemało, byli w stanie zabić załogantów nie pozostawiwszy żadnych śladów walki.

I wreszcie miłośnicy zjawisk paranormalnych twierdzą, że załoga SS Ourang Medan padła ofiarą napaści Przybyszów z Kosmosu.


Być może tajemnica „statku-widma” zostałaby rozwiązana, gdyby udało się znaleźć szczątki jego kadłuba. Próbowano nieraz przeszukać dno Cieśniny Malakka. Po raz ostatni badacze zrobili to w 2006 roku. Niestety, wszystkie próby zakończyły się niepowodzeniem, i dlatego też ustalenie prawdy o tym incydencie jak dotąd jest praktycznie niemożliwe.


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 19/2014, ss.26-27
Przekład z j. rosyjskiego i angielskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©