Miejsce katastrofy SS Ourang Medan w Cieśninie Malakka
Andriej
Lieszukonskij
W 1946 roku, na
ekrany kin w ZSRR wszedł film „Krążownik Wariag”. W roli Wariaga wystąpił niemniej
znany krążownik Aurora. Do zdjęć na Aurorze dostawiono czwarty komin i
dodano dział.
Cieśnina Malakka.
Łącząca Ocean Indyjski z Pacyfikiem – jest ona niemniej ważną drogą morską niż
Kanał Panamski czy Sueski. W naszych czasach poprzez nią przepływa w każdym
roku około 50.000 statków. Katastrof w Cieśninie Malakka jest jednak mało, ale
jest w jej historii pewna biała plama. To jest tajemnicza, zagadkowa śmierć
całej załogi SS Ourang Medan (wg innych źródeł Ourand Medan – uwaga
tłum.), a potem i samego statku.
SOS wśród nocnej ciszy
Lipiec 1947 roku.
Zakończyła się już II Wojna Światowa, ale wiele okrętów zwycięskich państw
jeszcze trwało na bojowych dyżurach na różnych akwenach świata. W stanie
podwyższonej gotowości pracowały także wojskowe stacje radionasłuchu. A jakże
by inaczej: stosunki pomiędzy ZSRR a dawnymi aliantami ochłodziły się? A
komuniści z ideą powszechnej rewolucji światowej są zawsze niebezpieczni. Można
oczekiwać od nich wszystkiego najgorszego, więc trzeba się pilnować! Ale to
właśnie dzięki podwyższonej gotowości bojowej, brytyjskie i holenderskie stacje
nasłuchowe, oraz stojący na dozorze u wybrzeży Półwyspu Malajskiego amerykański
okręt rozpoznania radioelektronicznego USS Silver Star wychwyciły słaby sygnał
wzywający pomocy. Jakiś głos wystrzelił w eter następujący komunikat:
Kapitan i wszyscy oficerowie leżą
martwi w kubryku i na mostku. Prawdopodobnie cała załoga nie żyje.
R/O, czyli
radiooficer z USS Silver Star mógł z dokładnością do kilkuset metrów namierzyć miejsce
w Cieśninie Malakka, skąd nadszedł sygnał. Amerykanie natychmiast wyruszyli na
pomoc, próbując nawiązać łączność ze statkiem, który prosił o pomoc. Ale nikt
im nie odpowiedział. Dopiero po jakiejś godzinie w eterze znów odezwał się głos
marynarza. Poprzez ulewę zakłóceń udało się wyłowić tylko dwa słowa – Ja
umieram. Na tym łączność się przerwała. Tym niemniej,
dowódca USS Silver Star płynął wciąż w kierunku do miejsca domniemanej
katastrofy. Jego załoga nawet nie miała pojęcia, że stanie się uczestnikami
zdarzeń, zagadkę których nie uda się rozwiązać w wiele dziesięcioleci później.
Strach na twarzach
Amerykański
radiooficer dobrze znał swoją robotę: uszkodzony statek znalazł się dokładnie
tam, gdzie on to przewidział. Drobnicowiec pod holenderska banderą, z nazwą SS Ourang
Medan (dosł. „Człowiek z Medan – miasta w Indonezji – przyp. aut.) na
burcie, zatrzymawszy maszynę stał w dryfie na pastwę losu. Amerykanie próbowali
łączności z załogą: strzelali z rakietnicy, ale odpowiedzi nie było. Tak więc
kilku marynarzy pod komendą oficera wsiadło do szalupy i podpłynęło do burty Ourang
Medan. Weszli na pokład…
…i ujrzeli tam
szokujący widok. Wszyscy załoganci byli bezsprzecznie martwi, włączając w to
radiooficera, który przekazał im sygnał o ratunek. Na pokładzie Amerykanie
znaleźli martwego psa. Sądząc z tego wszystkiego, załoganci SS Ourang
Medan zmarli w strasznych męczarniach. Na ich twarzach zastygł wyraz
przerażenia, przykrywali rękami głowy, jakby chcieli je uchronić przed
nieznanym niebezpieczeństwem.
Ciekawe, że jeden
z amerykańskich marynarzy, wcześniej służący w policji, zwrócił uwagę na to, że
zwłoki nie ostygły. Poza tym posługując się termometrem, który zawsze miał przy
sobie, ustalił, że temperatura ciał wynosiła +40°C! Poza tym zwłoki nie
zesztywniały, ich kończyny się zginały. Za to spuściwszy się do wnętrza
kadłuba, Amerykanie szybko wrócili z powrotem na pokład. We wnętrzu panowało
piekielne zimno.
Pomyślawszy,
oficer doszedł do wniosku, że Holendrzy padli ofiarami jakiejś infekcji. A
potem jak najszybciej opuścili oni pokład zapowietrzonego statku. USS Silver
Star wzięła statek na hol i ruszyła w kierunku najbliższego portu.
- Zrobiliśmy, co do nas należało. Niech
dociekaniem przyczyn tragedii zajmą się specjaliści – logicznie zarządził
dowódca. Jednakże w parę godzin później, nad Ourang Medan pojawił się
dymek, który szybko zgęstniał. Amerykanie jeszcze nie zdążyli wysłać na statek
strażaków, jak wstrząsnął nim potężny
wybuch. Drobnicowiec, a właściwie to, co z niego zostało, zatonął prawie
natychmiast. Dowódca USS Silver Star podał dowództwu koordynaty miejsca
katastrofy i kontynuował patrol Cieśniny Malakka.
W rejestrach go nie ma…
Docieczenie
przyczyn zatonięcia SS Ourang Medan okazało się
niemożliwym. Po pierwsze dlatego, że bez względu na wysiłki ratowników nie
znaleziono żadnych szczątków na miejscu katastrofy. Wprawdzie głębina wynosi
tam około 100 m, ale występuje silny prąd, który jest w stanie rozwłóczyć
szczątki wraku na wiele kilometrów. Po drugie: statek Ourang Medan nie
figurował w żadnych oficjalnych rejestrach statków – w tym w rejestrze Lloyda.
A przecież czegoś takiego być nie mogło, jeżeli ten statek zajmował się
przewozami zagranicznych towarów! Właśnie dlatego eksperci cała tą historię
określili jako mistyfikację i umieścili ją wśród morskich bajek – nie biorąc
pod uwagę, że statek wysłał sygnał SOS (Morsem) czy Mayday (na fonii) oraz na
zeznania dowódcy i załogantów USS Silver Star.
[Brytyjska Wikipedia podaje, co następuje:
Zgodnie z Legendą, w czerwcu lub około czerwca 1947
roku, (Gaddis i inni określają datę
tego wydarzenia na luty 1948 roku) dwa amerykańskie statki płynące przez
Cieśninę Malakka: City of Baltimore i Silver Star między innymi
przechwyciły wołanie o pomoc z holenderskiego statku SS Ourang Medan. Radiooperator ze statku znajdującego się w
opałach wysłał wezwanie o pomoc alfabetem Morse’a: SOS Z OURANG MEDAN… STOIMY W
DRYFIE. WSZYSCY OFICEROWIE WŁĄCZNIE Z KAPITANEM SĄ MARTWI W KUBRYKU I NA
MOSTKU. BYĆ MOŻE CAŁA ZAŁOGA NIE ŻYJE… Potem odebrano kilka kropek i kresek bez
sensu i tylko dwa słowa dotarły czytelne: JA UMIERAM… Kiedy załoga Silver
Star zlokalizowała i weszła na pokład najwidoczniej nieuszkodzonego Ourang
Medan w celu udzielenia pomocy, to stwierdziła, że pokład jest
dosłownie usiany ciałami (w tym szkielet psa) „leżącymi na plecach, zastygłe twarze
zwrócone do słońca, z otwartymi szeroko ustami i oczami patrzącymi w
przestrzeń, zwłoki wyglądały karykaturalnie” – nie znaleziono nikogo żywego,
nie znaleziono także żadnych widocznych ran na martwych ciałach. Pożar, który
wybuchł w ładowni nr 4, zmusił marynarzy do ucieczki z holenderskiego
frachtowca, co uniemożliwiło dalsze dochodzenie. W chwilę później zaobserwowano
jak Ourang
Medan eksplodował i zatonął.
Okładka broszury Otto Meltkego opisującej katastrofę SS Ourang Medan
Chociaż oficjalne
osobistości odrzucały sama możliwość tragedii, to badacze-entuzjaści nie
ustawali w próbach rozwiązania tej tajemnicy zatonięcia frachtowca płynącego
pod holenderską banderą. Po wielu latach, historyk Ray Bunton i prof. Theodore Siersdorfer
odkryli broszurę autorstwa niejakiego Otto
Meltke, wydaną w 1954 roku w nakładzie kilkudziesięciu egzemplarzy i
poświeconą właśnie sprawie SS Ourang Medan. Autor, o którym nie
udało się znaleźć żadnych danych, (być może pisał on pod pseudonimem)
twierdził, że: drobnicowiec przewoził ładunek nitrogliceryny i cyjanku potasu. Poza
tym, jak twierdzi Meltke, na pokładzie znajdowała się broń chemiczna zabrana ze
składów pokonanej III Rzeszy. Biorąc pod uwagę rok incydentu, hipoteza ta wydaje
się być całkiem wiarygodna. Wtedy z Niemiec wywoziło się wszystko, co się tylko
dało – od szpilki do armat. Najprawdopodobniej na statku doszło do przecieku i
załoganci ulegli intoksykacji cyjanowodorem, który powstał w wyniku reakcji
cyjanku potasu z wodą morską. A nitrogliceryna spowodowała wybuch w ładowniach
statku. W rezultacie wersja ze znalezieniem się na pokładzie statku BŚT
wyjaśnia i to, że statek ten nie był wpisany do rejestru Lloyda. W rzeczywistości
był to „statek-widmo” dla utrzymania w tajności operacji przewozu zakazanego cargo. Jest całkiem możliwe, że
marynarzom zaokrętowanym na burtę Ourang Medan przyszło umrzeć w każdym
przypadku: po szczęśliwym dostarczeniu BŚT do portu zostaliby po prostu
zlikwidowani jako niewygodni świadkowie, a statek poszedłby i tak na dno.
Jednak się powtórzę:
oficjalne źródła niczego nie mają na temat tego statku. Większość poszukiwaczy
i badaczy przyjęło wersję opublikowaną przez Otto Meltkego za podstawową. Jednakże
entuzjaści podaja także i inne przyczyny tragedii. Druga najpopularniejsza
hipoteza głosi, że na pokładzie statku doszło do pożaru. Załoga zatruła się
gazami spalinowymi i dymem. Jednakże załoganci z USS Silver Star nie widzieli
żadnych śladów ognia. Poza tym marynarze nie zginęliby od gazów i dymu na
pokładzie przewianym wiatrem.
[No chyba, że gazy i dym zawierał silnie toksyczne
produkty spalania, które mogłyby pomimo wiatru zatruć ludzi przebywających na
pokładzie. Hipoteza o przewózce BŚT ma sens, ale jednocześnie pozwala na jej
weryfikację choćby poprzez dragowanie dna morskiego w rejonie katastrofy. Znalezienie
jakichkolwiek związków chemicznych stanowiących składowe BŚT byłoby
potwierdzeniem hipotezy Otto Meltkego – przyp. tłum.]
Poza tym istnieje
hipoteza o napadzie malajskich piratów. Jednakże jest ona mało wiarygodna, bo
morscy rozbójnicy których w Cieśninie Malakka jest niemało, byli w stanie zabić
załogantów nie pozostawiwszy żadnych śladów walki.
I wreszcie miłośnicy
zjawisk paranormalnych twierdzą, że załoga SS Ourang Medan padła ofiarą
napaści Przybyszów z Kosmosu.
Być może tajemnica
„statku-widma” zostałaby rozwiązana, gdyby udało się znaleźć szczątki jego kadłuba.
Próbowano nieraz przeszukać dno Cieśniny Malakka. Po raz ostatni badacze
zrobili to w 2006 roku. Niestety, wszystkie próby zakończyły się niepowodzeniem,
i dlatego też ustalenie prawdy o tym incydencie jak dotąd jest praktycznie niemożliwe.
Tekst i
ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 19/2014, ss.26-27
Przekład z j.
rosyjskiego i angielskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©