To wydarzyło się około 12 października 1985 roku, w
Świnoujściu. Korzystając z pięknego wieczoru wraz z żoną postanowiłem przejść
się na spacer po miejskiej plaży. Wyszliśmy z domu gdzieś koło dziewiątej
wieczorem i poszliśmy od razu na plażę.
Pogoda była bardzo dziwna, bo nad nami świeciła księżycowa
pełnia, a od morza, a konkretnie od Cieśnin Duńskich wiało niemiłosiernie
chłodnym wiatrem. Pierwszą rzeczą, jaka zauważyliśmy to była dziwna piramida z
chmur wisząca gdzieś na kierunku na Cap Arkona. Piramida była biała w
księżycowym świetle i od czasu do czasu rozświetlało ją bladofioletowe światło
błyskawic. Musiała tam być solidna burza, ale do nas nie dolatywał ani jeden
odgłos uderzeń piorunów. Być może zagłuszał je silny wiatr i szum fali.
Obserwowaliśmy ten obłok i stwierdziliśmy, że wisi on nad jednym miejscem, nie
zmieniając ani wielkości, ani kierunku. Dziwne to było, bo zazwyczaj burze
przychodziły szybko, a ta jakoś dziwnie pastwiła się tylko nad jednym akwenem…
Ale to nie było jeszcze czymś najdziwniejszym tego wieczora,
bo w pewnym momencie zauważyliśmy snop iskier strzelających gdzieś na pasie
wydm. Gdzieś paliło się ognisko, które mogło spowodować pożar, jako że
niedaleko znajdował się lasek. Zeszliśmy tedy z plaży i weszliśmy pomiędzy
wydmy. Tam znajdowała się jakaś betonowa konstrukcja z poniemieckich umocnień
brzegowych i stanowisk flak. Pośrodku
płyty dogasało ognisko, ale nie to było najdziwniejsze. Wokół ognia, na
leżących pniach i gałęziach drzew, siedziały koty. Nie jakieś czarne, ale
zwyczajne mruczki dachowe, wielorasowe i wielokolorowe. Mogło być ich 10 czy
12. Siedziały wokół ognia, parami i hipnotycznie wpatrywały się w płomienie. To
było niesamowite, bo nie wiem czemu, skojarzyło się to nam z sabatem czarownic.
Wokół huczał wiatr w koronach sosen, zza Świny dobiegały nas światła i hałasy
przeładunku na Świnoporcie III (Nabrzeże Chemików), a tutaj kilkanaście kotów
odprawiało tajemne misterium przy dogasającym ognisku…
Naraz zauważyłem coś dziwnego: nieopodal ogniska leżało… -
coś. Inaczej tego nie nazwę. W zwodniczym świetle księżyca i niepewnym,
drgającym blasku dogasających płomieni zauważyłem nieokreślony, smoliście
czarny kształt przypominający leżącego konia czy inne duże zwierzę. To coś się
poruszało od czasu do czasu – a może mi się to tak wydawało. Wydawało mi się,
że „to” wydaje jakieś odgłosy, ale mogłem się mylić…
Nie wiem, co to było i wolałem nie sprawdzać. Wziąłem żonę
za rękę i oboje wycofaliśmy się z dziwnej kotlinki. Szybko i bez słowa
wróciliśmy do domu. I do dziś dnia nie znaleźliśmy odpowiedzi na to, co
właściwie tam było. Może ktoś z Czytelników spotkał się z czymś podobnym?
---oooOooo---
Rozesłałem ten tekst do moich
znajomych spoza kręgu KKK z prośbą o napisanie mi o tym, co sądzą o tym
wydarzeniu. A oto ich odpowiedzi:
Jakieś
(chyba) 5 lat temu widziałam filmik na You Tube, zrobiony na plaży jakiemuś
syreno-podobnemu stworzeniu. To stworzenie było ciemne, dośc duże, podłużne i
jeszcze żyło, gdy chłopak (był z kolegą) robił ten filmik, chyba swoim
telefonem.
Potem
pojawiły się różne teorie.
U
ciebie leży to 'dziwne' stworzenie też
blisko morza, na wydmach. Przypadek??????
Ja
mam bujną fantazję i wierzę, że jeszcze istnieje sporo dziwnych stworzeń. A
może tworzą się/powstają wciąż nowe???
pozdrawiam
wszystkich,
Basia
z Holandii
Wyjaśnienie
może być prozaiczne. Skoro to coś jest tylko cosiem, to równie dobrze może to być forma śpiwora z kimś w środku
(ewentualnie dwie osoby). Koty? Koty są inteligentne i wiedzą, czy ktoś im
zaszkodzi, może więc to zbiorowisko było zapoczątkowane przez wcześniejsze
doświadczenia jednego z kotów, (może nawet należącego do tego lub innego cosia), który zna ognisko i nie bał się.
Co z pozostałymi kotami? By dopasować wcześniejsze do ostatniego, muszę
zaryzykować stwierdzając, że może to były dzikie/wolne koty z jednym takim,
który lubi ogniska. Reszta poszła w jego ślady, nawet jeśli jakiś coś był w
pobliżu. Przecież dzikie koty to myślące zwierzaki i też szukają dla siebie
najlepszych miejsc. Od ogniska na pewno biło choć delikatne ciepło (ale czy go
potrzebowały, czy wyłącznie je ciekawiło, jak nas...?).
Koty
lubią wpatrywać się w ekran TV, lubią patrzeć na ryby w akwarium, lubią
kolorowe światła. Ale takie sparowanie i zgrupowanie? A może to czynnik Oz?
Ponieważ
ludzie są, jakie są, jak rzekłaby przekupa na targu, oferuję coś z pogranicza matrixowego lustra.
To
były nie-koty, czyli ani nie koty, ani nie ludzie, tylko ktosie. Półpoważnie mówię.
Czasem
osoby widzą sokoła zamiast NOLa, inni szaraka za miast insektoida, MIBa zamiast
szaraka, dzieci zamiast migdałookich, itp. Czy jeśli wkroczymy na drogę czystej
spekulacji, to nie można by uznać owe koty za maskę jakichś istot, które,
niczym krasnoludy czy gnomy, przybrały warstwę poznawczą wprost z głębi
jestestwa obserwatora? Nomen omen, czy nie było to sabacie zebranie?
Tomasz
Wieluńczyk
Słuchajcie,
to mogło być tak: Ktoś tam robił ognisko, jadł dobre żarcie, pił, itd., zostały
jakieś resztki z pańskiego stołu, ludzie się pospali a koty zwabione
smakowitymi zapachami czekały aż ognisko dogaśnie żeby jakieś resztki wydobyć z
popiołów i może coś jeszcze wymiauczeć od ludzi.
Aga
Draco
I moja odpowiedź:
Ba!
Żeby to było aż takie proste! Choć z drugiej strony, zgodnie z regułą Brzytwy
Occhama najprostsze wyjaśnienie jest najbardziej prawdopodobne.
Obawiam
się, że jednak chyba nie – prędzej uwierzę w Syrenę albo fokę... - tylko że te koty. Może rzeczywiście – te
zwierzaki zeszły się, by się ogrzać przy resztkach ogniska? A Syrence co – też
było zimno?
Obcy
pod postacią kotów? A czemuż by nie? Przypomina mi się lektura książki „Communion”
Whitleya Striebera, w której zawarta
jest podobna sugestia – w tym przypadku koty (które lubię) mogły stanowić dla
mnie wspomnienie osłonowe po spotkaniu z Obcymi. Ale moja żona nigdy nie lubiła
tych zwierząt, więc powinna ich nie widzieć lub widzieć coś innego, a my widzieliśmy
oboje to samo.
Żadnych
ludzi tam nie widzieliśmy, nikogo tam – i zresztą na całej plaży – nie spotkaliśmy.
Co
do sabatu, to rzeczywiście – taka myśl mi też przyszła do głowy, ale to nie
była Noc Walpurgii… Tak czy inaczej, ta noc była niezwykła – rzekłbym zwariowana.
A w czasie pełni księżycowej dzieją się różne rzeczy. Tak czy inaczej,
tajemnica tej nocy wciąż pozostaje tajemnicą.
A co na to nasi Czytelnicy?