Wąż morski sfotografowany w USA
Michaił Taranow
Dawne
legendy i mity starożytnych Greków mówią o tym, że w Morzu Czarnym żyje
straszliwy wąż morski. Europejczycy dowiedzieli się o tym, że morze to jest
zamieszkałe przez straszliwe morskie potwory z tureckich kronik. W XVI wieku
kapitanowie okrętów wojennych i statków handlowych, przemierzający morskie
odmęty pomiędzy Istambułem a Azowem opowiadali ze strachem o czarnomorskich
gadach, które napadały na mniejsze jednostki. Po tym, jak wojska rosyjskie
wkroczyły na Krym i zbudowały swoje własne okręty, z tymi UMA[1] przyszło się spotykać
także rosyjskim oficerom marynarki, którzy służyli pod dowództwem admirała Fiedora Uszakowa.
Potwór z Loch Ness z powietrza
Czarnomorskie UMA
Z
początkiem XX wieku spotkania z morskimi stworami nie były traktowane jako coś
niezwykłego. I tak np. w wydanym w 1916 roku opracowaniu pt. „Czarnomorskie
wybrzeże Kaukazu”, opisano jako coś naturalnego wielokrotne relacje o
pojawieniu się gigantycznego gada w ujściu rzeki Szache w dzisiejszym Kraju
Krasnodarskim. W latach 20. ubiegłego stulecia na czarnomorskim wybrzeżu Krymu
ponad dwudziestu ludzi widziało gigantycznego węża morskiego, który mógł
zupełnie bez problemów rozprawić się z delfinem. Ale nie wiedzieć czemu nie
zainteresowali się tym bliżej.
Wsiewołod Iwanow spotkał się z tym gadem w maju 1952 roku:
Wyjechałem z Koktebiela do Karadagu, a konkretnie
do Krwawnikowej Zatoki (Sierdolikowaja Buchta), by poszukać nowych kamyków do
kolekcji – pisze on. – I naraz, na środku zatoki, jakieś 50 metrów od brzegu
ujrzałem wielki, okrągły „kamień” o średnicy co najmniej 10-12 metrów , porosły
brązowymi wodorostami. I naraz stwierdziłem, że ten „kamień” przechyla się w
prawo! Znaczy się musiał to być ogromny kłąb wodorostów. Paląc fajkę zacząłem
obserwować ten kłąb. Zaczął on tracić okrągłą formę i wydłużać się. A potem… A
potem kłąb się rozwinął i wyciągnął. Zaczął poruszać się w kierunku lewego
brzegu zatoki. Potwór był wielki, bardzo wielki – miał co najmniej 25-30 metrów długości. Naraz
to stworzenie uniosło łeb nad wodą. Miała ona rozmiary na rozciągnięcie rąk i
podobna była do wężowej!
Różne warianty wyglądu Nessie
UMA w rejonie Kara-Dag
W
maju 1961 roku potwora ujrzało trzech mieszczuchów: rybak M. Kondratiew, dyrektor sanatorium Krimskoje Primorie A.
Możajskij i główny buchalter sanatorium W. Wostokow. Wczesnym rankiem wypłynęli oni kutrem w morze na ryby.
Odbili od przystani Stacji Biologicznej w Kara Dag[2], popłynęli w kierunku
Złotych Wrót. W odległości jakichś 300 metrów od brzegu, rybacy zauważyli jakąś
dziwną plamę pod wodą i zdecydowali się popłynąć w tamtą stronę. Kiedy do celu
zostało im 50 metrów ,
z przerażeniem zauważyli na głębokości 3 metrów wielka głowę węża morskiego o
wielkości około metra.
Jej
górna część porosła krótkim włosem w kształcie grzywy, zaś tułów węża porastały
duże, rogowe łuski. W górnej części głowy widoczne były małe oczy, których
spojrzenie przyprawiło rybaków o panikę.
Pierwszym
otrząsnął się z niej Kondratiew. On zawrócił kuter i popłynął nim z powrotem, w
kierunku przystani. Potwór przez kilka minut gonił kuter, ale kiedy do brzegu
pozostało około 100
metrów , zawrócił i odpłynął w kierunku otwartego morza.
Kuter wrył się z rozpędem w piaszczystą plażę, a rybacy z okrzykami przerażenia
pognali w stronę stacji.
Przez
15 lat mieszkanka Krymu – T. N.
Zilberman nie opowiadała o tym, jak to zaobserwowała w morzu nieznane
stworzenie w sierpniu 1988 roku. Pewnego dnia Tamara Nikołajewa poszła nad
morze pooddychać świeżym powietrzem. Dzień był pochmurny, słońce ukrywało się
za woalem obłoków. Kobieta przysiadła na betonowym falochronie. Brzeg był
pusty.
Naraz z wody, w odległości około 400 metrów od brzegu,
ukazała się ciemna sylwetka stojącej pionowo szyi z głową podobną do wężowej,
której rozmiary były podobne do owcy – opowiada
Tamara Nikołajewa. – Szyja była płaska
jak u konia czy żyrafy, nieco zwężona ku górze i była długa na metr. Kolor
stworzenia był szaro-czarny z zielonkawym odcieniem. Włosy stanęły mi dęba ze
strachu.
18
sierpnia 1990 roku, moskiewskiemu malarzowi A. Kudriawcewowi udało się także
zaobserwować UMA. Wybrał się on na nocne wędkowanie koło przystani we wsi
Płanierskoje. Naraz poczuł na sobie czyjś wzrok od którego poczuł, jak krew
zastyga mu w żyłach. Spojrzał na morze i ujrzał nad wodą, na wysokości dwóch
metrów, dwoje świecących się oczu. Przez kilka minut patrzył w nie, a potem
skoczył na równe nogi i z przerażeniem odbiegł od brzegu.
12
sierpnia 1992 roku, W. Bielskij -
robotnik z Teodozji postanowił pooddychać świeżym powietrzem i wykąpać się w
zatoczce na wschodniej stronie przylądka Kiik-Atłam. Nie zdążył nawet odpłynąć
daleko od brzegu, kiedy ujrzał w odległości jakichś 30 metrów od siebie
ogromną głowę straszliwego potwora, który zmierzał w jego stronę. Przerażony
Bielskij zawrócił do brzegu. Kiedy wyskoczył na brzeg, to się obejrzał i
zobaczył kilka kroków od niego głowę ogromnego gada, z którego siwej grzywy
ściekała woda. Oczy UMA były niewielkie, czerwone, a ciało pokrywały rogowe
płytki koloru ciemnoszarego.
Czy potwór z Morza Czarnego jest mezozoicznym gadem, który przetrwał dwa Wielkie Wymierania?
Car wydał rozkaz…
Takich
spotkań z czarnomorskimi UMA było wiele. I niestety, jak dotąd nikomu nie udało
się znaleźć materialnego potwierdzenia istnienia tych potworów. Chociaż, nie… W
połowie lat 90. ubiegłego stulecia zdarzały się napady na czarnomorskie delfiny
stały się przyczyną paniki na południowym wybrzeżu Krymu. Dyrektor już tu
wspomnianego Karadagskiej Stacji Oceanologicznej Pietr Siemieńkow opowiedział korespondentowi jednej z krymskich
gazet o znalezisku odkrytym w sieciach, które znaleźli rybacy w dniu 7 grudnia
1990 roku.
Sieć postawiona do odłowu czarnomorskich rai
(płaszczek) została porwana w kilku miejscach. Kiedy ją podnieśli, to
znaleziono w niej delfina afalina o długości 230 cm , którego ogon był
zaplatany w sieci, ale brzuch wygryziony jednym kłapnięciem szczęk. Szerokość
śladu po ugryzieniu wynosiła jeden metr. Na jego skraju widoczne były na skórze
ślady zębów tajemniczego drapieżnika. Średnica zęba wynosiła 40 mm , a ich rozstaw wynosił
15-20 cm .
Wszystkiego znaleziono 16 śladów po zębach. Brzuch delfina był wygryziony wraz
z żebrami i widać było jego kręgosłup…
Wiosną
1991 roku rybacy w tym samym miejscu znaleźli tak samo pokaleczonego delfina.
Był to czarnomorski delfin azowka o
długości półtora metra. Według specjalistów, żaden z drapieżnych mieszkańców
Morza Czarnego nie mógł spowodować tak straszliwych ran…
A
czy były próby naukowych poszukiwań tajemniczego mieszkańca głębin Morza
Czarnego? Okazuje się, że były! Dziwne stworzenia straszące rybaków
zainteresowały rosyjskiego imperatora, i Mikołaj
I rozkazał, by mu donoszono o wszelkich dziwnych wydarzeniach na terytorium
Imperium. Kiedy usłyszał o kolejnym przypadku pojawienia się czarnomorskiego
potwora, władca oświadczył: Czy nie
byłaby najwyższa pora panowie uczeni wyjaśnić naturę tego stworzenia? Czy ono w
ogóle istnieje?
Na
Krym wyjechała ekspedycja, a że potwora najczęściej widziano w rejonie Kara
Dagu, to jej prace zaczęły się właśnie tam. W jej rezultacie znaleziono ogromne
jajo, które ważyło 12
kilogramów ! Rozbito je i ujrzano głowę z grzebieniem,
która najwidoczniej należała do zarodka „smoka”. Niedaleko od jaja znaleziono
szkielet gigantycznego ogona z pancerną strukturą. Czy ten morski UMA mógł
zrzucać skórę jak węże i jaszczurki?
Co na to nauka?
Istnienie
tego „smoka” nie spowodowało żadnych konsekwencji. Ale zaczęła się wojna z
Anglią i Francją.[3]
Rozpoczęła się heroiczna obrona Sewastopola. Oczywiście nie było czasu na
poszukiwania czarnomorskich UMA. Jednak mimo szalejącej zawieruchy wojennej,
obydwa znaleziska trafiły w końcu do Chersonia, gdzie według niektórych świadectw
i relacji, znajdują się do dziś dnia w miejscowym muzeum. A co sądzą
współcześni uczeni na temat istnienia w Morzu Czarnym legendarnego potwora? Na
to pytanie odpowiada biolog morski W. Sierdiukow:
Dosłownie każdy rok przynosi nam nowe odkrycia.
Jest ich więcej w oceanie, niż na lądzie. Problem polega na tym, że nasze
statki pływają po określonych trasach i wystarczy tylko nieco zejść z kursu, by
zaczęły się niespodzianki. Wiele dzienników okrętowych zawiera zapisy o
spotkaniach z jakimiś niezwykłymi stworzeniami… I nie ma się czemu dziwić, jak
dochodzimy do wniosku, że we Wszechoceanie mieszkają stworzenia o nieznanej nam
biologii. Rzecz w tym, że poniżej 100 metrów głębokości zaczyna się strefa
skażona siarkowodorem i metanem. Według niektórych poglądów, strefa ta stanowi
zonę w której przebiegają zmiany genetyczne i mutacje, które powodują
pojawienie się takich stworów, które potrafią doprowadzić nas do ciężkiego
zdumienia.
Jakie
z tego wynikają wnioski? Miejscowi mieszkańcy wcale nie przeczą istnieniu
dziwnych UMA w wodach Morza Czarnego. Uczeni i specjaliści od kryptozoologii
wyrażają się bardzo ostrożnie na temat tego fenomenu. A tymczasem gdzieś tam w
głębinach magazynów chersońskiego muzeum znajduje się materialny dowód na
istnienie czarnomorskiej kryptydy – jajo o wadze 12 kilogramów i
szkielet gigantycznego ogona.
Morskie gady Mezozoiku: Ichtiosaury, Mozazaury czy...
...super-rekin Megalodon?
Moje
3 grosze
Ten artykuł powstał pięć lat temu.
Jeszcze wtedy sprawa istnienia wodnych UMA w Morzu Czarnym została nagłośniona
i pojawiło się kilka hipotez, co do natury pływającego w nim potwora. A ja
zastanawiam się, czy nie mamy tutaj do czynienia nie tyle z wielkim
mezozoicznym gadem, ale z kenozoicznym rekinem-gigantem – megalodonem? To
akurat by pasowało do ostatnich wydarzeń związanych ze znalezieniem
zmasakrowanych zwłok czarnomorskich delfinów.
Jest jednak zasadnicza obiekcja, co
do hipotezy megalodona w Morzu Czarnym, a mianowicie: megalodon jest ogromną
rybą bytująca na dużych głębokościach, poniżej 2000 m. Problem z nią polega na
tym, że w Morzu Czarnym, na głębokości poniżej 200 m znajduje się azoiczna
warstwa wody skażonej siarkowodorem. Żadna ryba, choćby nie wiem jak wielka,
nie przeżyje tam dłużej niż kilka minut… Tym niemniej, gdyby hipotetyczny
megalodon trzymał się blisko powierzchni morza, mógłby polować na delfiny i
ludzi także.
Poza tym musiałby on przepłynąć z
Atlantyku przez całe Morze Śródziemne, Morze Marmara i Dardanele
niespostrzeżony, a coś takiego byłoby chyba niemożliwe, bo zawsze ktoś musiałby
go dostrzec – szczególnie na odcinku pomiędzy
Kretą a Dardanelami, gdzie znajdują się archipelagi wysp i wąskie
przesmyki. Być może jakiś megalodon odwiedził ten kąt Wszechoceanu i
stwierdziwszy, że nie ma tam dla niego pożywienia, po prostu powrócił do
Atlantyku…
Źródło: „NLO” nr 34/2009
Przekład
z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©
Zdjęcia - Internet
Zdjęcia - Internet