Andriej Wasilew (St.
Petersburg)
Przejażdżki w nocnych pociągach
podmiejskich bywają niebezpieczne z różnych przyczyn: a to jakiś bandyta, a to
szajki agresywnych młodzieńców, a to jakiś niedopity, namolny pijaczek… Ale to,
co się stało z moim przyjacielem rówieśnikiem Wowką w lutym 1992 roku, nijak nie daje się zakwalifikować do
statystyk kryminalnych w transporcie kolejowym.
W tym czasie my, młodzi
specjaliści, chcieliśmy sobie dorobić do lichych pensyjek. No i wraz z Wowką
zatrudniliśmy się w kiosku, koło stacji petersburskiego metro Udielnaja. Ja tam handlowałem w
godzinach 07:30 – 15:00, a Wowka 15:00 – 23:00. Potem on zamykał kiosk i
zjeżdżał do domu w dzielnicy Liewarszowo koleją podmiejską, której pociąg
odjeżdżał około północy.
Zajecie to niebezpieczne –
dojeżdżać pociągiem podmiejskim, w nocy, a na dodatek w zimie. A na dodatek był
początek 1992 roku (myślę, że wielu słyszało o przekleństwie dziewiętnastki).
Ale jak to u Wowki, wszystko szło szczęśliwie. W czasie całego roku jeździł bez
problemów.
I naraz pewnego dnia rano, jak
zwykle o 7:30 otworzyłem kiosk. Wszystko szło normalnym tokiem, zaczął się
niezbyt intensywny handel, przede wszystkim papierosami. I naraz koło
dziewiątej pojawia się Wowka z niezbyt gęstą miną.
- A ty co tu robisz – zdziwiłem
się. – Zmiana dopiero za trzy godziny!
- Polej wódki – poprosił.
W tej chwili spostrzegam, że
mój zmiennik jest czymś bardzo przerażony. Nawet z lekka się trzęsie.
- Co się stało? – pytam.
- Chcesz to wierz, nie chcesz
to nie wierz – powiada – ale wczoraj widziałem coś niezwykłego! No dobrze,
posłuchaj.
I oto, co mi opowiedział.
- Wczoraj wieczorem, jak
zwykle, wsiadłem do pociągu o 23:20. Jak wiesz, do Liewarszowa jedzie się
wszystkiego kwadrans. Na początku w wagonie byłem sam. A po minucie, z
sąsiedniego wagonu przyszła sympatyczna dziewczyna i usiadła obok mnie, na
sąsiednie siedzenie.
- Gdzież to tak późno i to na
dodatek podmiejskim pociągiem? – zainteresowałem się. – Tutaj nawet we dnie
niektórzy boją się jechać.
Spojrzała na mnie badawczo i
odpowiedziała:
- Jadę do Liewarszowa.
- O! – pomyślałem – ziomalka!
No tak, ale przecież w
Liewarszowie znam niemal wszystkich, ale takiej pięknotki nie pamiętam.
- A do kogo jedziesz?
Dziewczyna powiedziała imię
swej babci, u której wynajmowała pokój. Też jej nie znałem. Dziewczyna
wyjaśniła, że ona mieszka na najdalszym końcu osiedla. Zaproponowałem jej, że
ją odprowadzę. Przecież była zimowa noc. Może ktoś zaczepić czy napaść. Nie
wyglądam na van Dama, ale zawszeć
lepsza taka ochrona, niż żadna…
Wysiadamy na stacji i idziemy w
stronę osiedla. Kiedy wsiadałem do pociągu na stacji Udielnoj, to niebo było
zakryte obłokami, kiedy przybyliśmy do Liewarszowa, na niebie nie było ani
jednej chmurki – świeciły gwiazdy i księżyc w pełni.
Tutaj Wowka zamilkł i jednym
haustem opróżnił stopkę wódki.
- No i co dalej? – zapytałem
Wowkę polewając mu znowu.
- Dalej? No dobra. Chcę się
dowiedzieć, do kogo właściwie ona przyjechała. Dziewczyna jednak droczy się i
odpowiada w stylu „za dużo chciałbyś wiedzieć”… I kiedy odeszliśmy od stacji na
jakieś pół kilometra, to ogarnął mnie niewytłumaczalny niepokój. Coś było nie
tak. Ale co? I naraz uderzyła mnie jedna dziwna rzecz. Jak już powiedziałem,
niebo było jasne, świeciła pełnia księżyca. I tak właśnie drzewa, słupy, domy –
wszystko to rzucało ciemne, wyraźne cienie od księżycowego światła. Ja także –
a dziewczyna nie…!
- Wowa – powiedziałem – ty
wczoraj może pochlałeś, albo paliłeś jakieś zioło?
- Aj tam, byłem absolutnie
trzeźwy (a on w tym czasie rzeczywiście nie pił). Spojrzałem raz, pomyślałem:
przywidziało mi się. Spojrzałem po raz drugi, trzeci – cienia nie ma! Takiego
strachu to w życiu nie odczuwałem! Jak odskoczyłem od tej dziewczyny w stronę
domu, to biegłem ze wszystkich sił nie oglądając się za siebie.
- Jasne, a jak biegłeś to
żegnałeś się znakiem krzyża i w domu czosnek powiesiłeś nad drzwiami –
zakpiłem.
- Skąd wiesz? – Wowka był
autentycznie zdumiony – tak też było. Czosnku wprawdzie nie wieszałem, ale
zjadłem dwa ząbki z chlebem. Potem nie mogłem zasnąć przez cała noc.
Wypiwszy jeszcze stopkę Wowka
kategorycznie oświadczył:
- Rób co chcesz, ale ja już na
wieczorną zmianę nie przyjdę do pracy!
Przyznam szczerze, że tak
przerażonego wyrazu twarzy mojego przyjaciela jeszcze nie widziałem. W końcu
zdecydowałem się zamienić z nim zmianami…
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
18/2014, s. 24
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©
Ilustracja - Internet