Jon Donnison
Ten betonowy
obelisk stoi dokładnie na miejscu, na które zrzucano brytyjskie bomby atomowe.
Dzisiaj wiadomo,
że około 60 lat temu Brytyjczycy zdetonowali bomby atomowe pośrodku Australii.
W połowie lat 50., zdetonowano doświadczalnie 7 bomb w Maralinga, w
południowo-zachodnim australijskim outback’u.
Zrzucone bomby miały dwukrotnie większą moc, niż bomby zrzucone na japońskie
miasta Hiroszimę i Nagasaki w czasie II Wojny Światowej (czyli 30-40 kt TNT – przyp.
tłum.)
Na zachowanych
filmach, brytyjscy i australijscy żołnierze są ubrani w szorty i T-shirty i
niewiele robiący by się ochronić przed wybuchami, poza odwróceniem się do nich
plecami i zasłonięcie oczu rękami.
Wielu z nich
opowiadało, że blask eksplozji był tak silny, że widzieli oni kości swych dłoni
jak na zdjęciu rentgenowskim. [Pokazano to doskonale w filmie Nicholasa Meyera pt. „The Day After” (1983) – przyp. tłum.]
Dryfująca chmura
poeksplozyjna w kształcie grzyba wisi ponad wyspami Monte Bello u wybrzeży
Australii Zachodniej po pierwszym brytyjskim teście bomby A.
To jest jak rak
- W każdą noc płakałam za nimi – Hilary Williams mówi do mnie, kiedy
siedzimy i obozowego ogniska w czasie kangurzego pikniku, kiedy zwiedzamy to
miejsce. Jej matka i dziadkowie, wszyscy troje na własne oczy widzieli co
najmniej jedną eksplozję z odległości kilku kilometrów. Pani Williams
powiedziała, że wszyscy troje wkrótce zmarli wskutek problemów z płucami.
- To jest smutne. Już ich tu nie ma – mówi
ona, dodając że ona sama ma problemy z sercem, a które wiąże ona z tymi
bombami.
W czerwcu (2014
roku) Australia rzuciła plany stworzenia nuklearnego mogilnika na pustynnych
terenach Aborygenów. Tubylcy jak Hilary Williams i Mima Smart podzielają swój strach przed ciemną nuklearną historią
tych terenów. Opowiadają oni o czarnej mgiełce radioaktywnego pyłu nad swymi
wioskami, który pojawił się po wybuchach.
- Wielu ludzi wtedy zachorowało i umarło –
mówi Mima Smart, miejscowa przywódczyni ludności aborygeńskiej. – To było jak rak. Ludzie zapadali na choroby
płuc, wątroby i nerek. Wiele z nich umarło – mówi ona dodając, że wioski
wokół Maralinga dostały niewielkie zapomogi w ramach rekompensaty.
Nie na naszym podwórku
Maralinga
została wybrana ze względu na oddalenie. Znajduje się ona w odległości 10
godzin jazdy samochodem od najbliższego dużego miasta Adelaide. Ale tutejsi
mówią, że rząd australijski popełnił błąd zezwalając na przeprowadzanie tam
testów i że Brytyjczycy są nieodpowiedzialni. Nie chcę tam wracać, za dużo
złych wspomnień.
- Oni (Brytyjczycy) nie chcieli robić tego na
ich własnym podwórku, bowiem nie było ono dostatecznie rozległe –
powiedział Robin Matthews – dozorca
Doświadczalnego Poligonu Nuklearnego Maralinga. – Oni sądzili, że znaleźli najbardziej niezamieszkały punkt na Wielkiej
Pustyni Australijskiej. Mylili się. Tu mieszkali ludzie.
W latach 60. i
70., przeprowadzono wielkoskalową operację próby dekontamitacji tych terenów.
Wszystkie budynki i sprzęt zostały zburzone i spalone. Wielkie obszary wokół
miejsc eksplozji zostały także zeskrobane i spalone. Jednakże pan Matthews
powiedział, że oczyszczanie podobnie jak testy były robione za zamkniętymi
drzwiami w najwyższym stopniu tajności.
- Pamiętam to, że miało to miejsce w szczycie
Zimnej Wojny. Brytyjczycy się bali, że rosyjscy szpiedzy mogliby się przedostać
na poligon – powiedział on.
W miejscowych
wioskach ludzie brali udział w akcji oczyszczania, później wielu z nich zmarło.
Chory kraj
Maralinga już od
długiego czasu jest uważana za bezpieczną. Istnieje nawet plan otwarcia tam
ośrodka turystycznego. Ale parę miesięcy temu ostatni skrawek tego terenu
został przekazany Aborygenom. Większość, jak sądzę, mówi iż nie pragnie tam
wracać.
Mima Smart powiedziała
mi, że uważa Maralingę za chory kraj.
- Nie chcę tam wracać. Zbyt wiele złych
wspomnień.
Nawet po upływie
60 lat, ten teren wciąż nie jest gotowy na zamieszkanie przez ludzi. Wielkie
betonowe bloki znaczą punkty, w których była zdetonowana każda bomba. Wokół
każdego, strefa wybuchu rozciąga się na kilka kilometrów. Czerwono-pomarańczowa
gleba outbacku iskrzy dziwnie
zielono.
Robin Matthews: Nawet ptaki i kangury wciąż trzymają się z
daleka od tego terenu.
Czy Maralinga
mogłaby być jedną z najciemniejszych rozdziałów w brytyjsko-australijskiej
historii?
- Trawa rośnie tutaj tylko na kilka cali –
mówi pan Matthews – a ptaki i kangury
trzymają się z daleka od tych terenów.
Upłynęło ponad
pół wieku, a wielu ludzi uważa Maralingę za ciemny rozdział
brytyjsko-australijskiej historii.
Przekład z j.
angielskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©