W aptekach mamy coraz to inne i coraz silniejsze antybiotyki, ale czy jesteśmy od nich zdrowsi?
Dr Jewgienij Iwanow
W kwietniu tego roku miałem
okazję w jordanowskim MOK wysłuchać prelekcji mgr inż. Stanisława Bednarza na temat różnego rodzaju epi- i pandemii, które
nawiedzały Galicję w XIX wieku. Temat ten jest coraz bardziej interesujący
zważywszy iż w XXI wieku mimo szalonego postępu medycyny dalszym ciągu grożą
nam różne infekcje stanowiące zagrożenie dla ludzi i zwierząt. Część z nich
powstała w laboratoriach i wymknęła się spod kontroli, część przywędrowała do
nas dzięki EGO, i wreszcie część została zawleczona przez imigrantów z krajów
Azji i Afryki. I właśnie mając na względzie zagrożenie wynikające z tego
transferu mikroorganizmów, zdecydowałem się na przełożenie tego ciekawego
artykułu.
Robert K.
Leśniakiewicz
W nasze dni
ludzie umierają na niedokrwienną chorobę serca – w każdym roku 7,4 mln ludzi.
Na drugim miejscu mamy udary – 6,7 mln. Trzecie miejsce zajmują chroniczne
choroby płuc – 3,1 mln ofiar każdego roku.
Wydawało się, że
wynajdując w 1928 roku Penicillinum
człowiek zrobił krok na swej drodze ku nieśmiertelności. Teraz poddawali się
leczeniu cho0roby, wcześniej pochowano w mogiłach miliony nieszczęśników, a
teraz wzrosły w górę krzywe przeżywalności i długości życia. Uczeni
opracowywali coraz to nowsze antybiotyki… zagonili nas w pułapkę. Teraz
globalne zagrożenie przedstawiają nie pojawiające się nowe choroby, a
mikroby-mutanty uodpornione na działanie antybiotyków.
Czarny Mór
Nie, mowa nie o
gorączce krwotocznej Ebola albo ptasiej grypie, chociaż są one bardzo
niebezpieczne. Jak wiadomo wirusy w każdym przypadku nie mogą być leczone
antybiotykami. Ale wyobraźcie sobie, jaka katastrofa grozi Ludzkości, kiedy
antybiotyki przestaną pomagać ludziom na choroby, które od dawna uznano za
pokonane – od gruźlicy do syfilisu!
Średnia długość
życia w krajach cywilizowanych wynosi mniej więcej 70 lat, a np. w Japonii
znacznie przekracza ten próg. Jednakże jeszcze całkiem niedawno – mierząc
historycznymi miarami czasu – ludzie nawet nie mogli marzyć o takim wieku. człowiek
pierwotny dożywał 25 lat, co uważało się za sędziwą starość. W antycznym
Egipcie średnia długość życia wynosiła jeszcze mniej i oscylowała wokół liczby
22 lat, zaś w Rzymie – 24. W Średniowieczu była jeszcze niższa i wynosiła 21
lat!
Pandemia dżumy dymieniczej
(czarnej śmierci), która opanowała Azję i Europę w XIV wieku pozbawiła życia
60.000.000 ludzi. W niektórych regionach zginęło od 1/3 do 1/2 populacji.
Śmiertelność przy zachorowaniach na dżumę (w zależności od jej odmiany) wtedy
wynosiła 95 – 99%, a i w naszych czasach przy użyciu współczesnych antybiotyków
wynosi ona 5-10%. Ale jeżeli laseczka dżumy (Yersinia pestis) stanie się odporna na antybiotyki, Ludzkość może
być szybko unicestwiona w krótkim czasie i to doszczętnie. Wszak w
Średniowieczu człowiek nie był zbyt ruchliwy i podróże z jednego kraju do
drugiego trwały miesiącami. Czasy się zmieniły. Rankiem człowiek (nie mający
jeszcze żadnych symptomów choroby) w Paryżu już na wieczór jest w Moskwie. A do
tego, by zarazić się dżumą – w odróżnieniu od gorączki krwotocznej Ebola – nie
jest potrzebny bliski kontakt z chorym, ona jest bardzo zaraźliwa, dlatego też
dżuma rozprzestrzenia się w postępie geometrycznym.
Rozkopany cmentarz ofiar dżumy płucnej we Francji
„Cudowne kule”
Brytyjski
bakteriolog sir Alexander Fleming w
lata I Wojny Światowej pracował jako lekarz w lazaretach we Francji. Na jego
oczach wielu żołnierzy i oficerów nawet lekko rannych umierało od gangreny,
tężca i sepsy. Stosowane wtedy antyseptyki były nie tylko nieefektywne, a i czasami nawet niebezpieczne. Powróciwszy do
Wielkiej Brytanii, Fleming przystąpił do stworzenia „cudownej kuli” –
preparatu, który zabijałby mikroorganizmy i nie szkodził człowiekowi. Po kilku
latach doświadczeń pojawiła się penicylina. Śmiertelność chorych, których
leczono tym antybiotykiem rychła poszła w dół. A przecież wcześniej wskutek
lekkich ran i chorób zawsze towarzyszących armiom w ich przemarszach (np. tyfus
i dyzenteria) umierało 2,5 razy więcej ludzi niż ginęło ich w walce!
[Należy tutaj nadmienić, że wszystkie epidemie w
Galicji jakie miały miejsce w XVIII i XIX wieku brały się z przemarszów wojsk
rosyjskich, szwedzkich i saksońskich w czasie ówczesnych wojen. Były to przede
wszystkim epidemie cholery, którą Rosjanie przywlekli do nas z Indii. Zob. streszczenie
referatu Stanisława Bednarza -http://wszechocean.blogspot.com/2015/04/czarna-smierc-w-jordanowie-i-galicji.html – uwaga tłum.]
W latach 40.,
wśród kompanii farmaceutycznych zaczął się prawdziwy „wyścig zbrojeń”. Każdego
roku pojawiało się kilka nowych rodzajów antybiotyków, z których każdy był
wyspecjalizowany w niszczeniu poszczególnych rodzajów mikroorganizmów. Została
ograniczona cała masa chorób męczących Ludzkość i których ofiarami padły setki
milionów ludzi. Wydawałoby się, że świat stanął na progu nowego Złotego Wieku.
Ale to właśnie w te lata podłożono bombę zegarową pod przyszłość ludzkiej rasy.
Jak powstają superbakterie
Nie leczą, ale szkodzą
Jeżeli zrazu
antybiotyki były drogie, to po rozpoczęciu masowej produkcji one znacznie
potaniały. Lekarze zaczęli przepisywać je pacjentom, nawet jak można było
leczyć się innymi środkami – np. sulfonamidami. W latach 50., co szósta recepta
w Wk. Brytanii była wypisywana na antybiotyki. A w Australii na ten przykład, Amoxycyklina stała się
najpopularniejszym lekarstwem. Wtedy jeszcze ludzie nie zdawali sobie sprawy z negatywnych
efektów bezmyślnego brania antybiotyków.
Ale
mikroorganizmy, jak każda populacja, także bronią swego istnienia. Po upływie
pewnego czasu one się po prostu „zrozumiały”, że pojawił się straszny wróg.
Zatem mikroorganizmy zaczęły mutować, przystosowując się do nowych warunków.
Pierwsze mikroby odporne na antybiotyki (tzw. superbakterie) już w latach 50.
XX wieku. ludzkość została zmuszona do wymyślania coraz silniejszych
antybiotykowych preparatów.
Współczesne
antybiotyki są wielokrotnie silniejsze od swego praprzodka – Peniciliny. Ale niektóre preparaty
penicylinopochodne są już nieefektywne – one nie
przynoszą żadnej szkody przystosowanym do nich superbakteriom. Problem
narasta jak kula śnieżna – uczeni pracują nad jeszcze silniejszymi
antybiotykami, które owszem – leczą, ale także szkodzą organizmom. Nawet
zwalczywszy chorobę, przeciw której są one podawane, wyrządzają one organizmowi
więcej szkód, niż pożytku…
Na skraju przepaści
Odporność na
antybiotyki (antybiotykorezystentność) pojawiła się jeszcze w latach 50., a
jakieś 10-15 lat temu przybrała ona masowy charakter. Superbakterie pojawiają
się na całym świecie i we wszystkich środowiskach: w organizmie człowieka, w
zbiornikach i ciekach wodnych, w glebie, w powietrzu…
W rezultacie
tego, farmaceutyczne giganty muszą tracić setki milionów dolarów na opracowanie
antybiotyków coraz to nowszej generacji. Ale wcześniej czy później im się nie
uda wejść na najwyższy szczyt – i wskutek tego Ludzkość czeka superpandemia. Ludzie sami niszczą
siebie przyjmując antybiotyki: wszak w rezultacie tego giną mikroorganizmy,
nieodporne na te preparaty, natomiast mikroby które nie reagują na leczenie
otrzymują niejako selekcyjny „bonus”. Pozbywszy się konkurencji, którą wybiły
antybakteryjne preparaty, mutanty szybko się rozmnażają.
Żeby się nie
mówiło, że chodzi o kolejny „straszak”, zacytuję konkretne cyfry. Jedną z
najbardziej powszechnych w świecie infekcji jest zakażenie jelitowe. Od 2006
roku jej antybiotykoodporność wzrosła z 1 do 5%, a to oznacza, że co 20.
przypadek tej infekcji (na szczęście nie śmiertelnej) już nie poddaje się
leczeniu! Odporność klebsielli
(bakterii wywołującej także bakteryjne zapalenie płuc – Klebsiella pneumoniae) na antybiotyki wzrosła do 12%. I jeżeli
wcześniej zapalenie płuc leczyło się zastrzykami ze zwykłej penicyliny, to
obecnie każdy 10. pacjent powinien przyjąć nowsze antybiotyki i wcale nie
powiedziano, że one pomogą! Na alarm biją także specjaliści od gruźlicy. 15%
chorych na TB nie reaguje na leczenie. Ale liderem w antybiotykorezystentności
stały się acynobakterie (meningokoki – przyp. tłum.) wywołujące np. sepsę – 70%
z nich uodporniło się na antybiotyki!
Nie pozostały za
nimi i choroby weneryczne. Nawet przy „prościutkiej” rzeżączce (tryper) lekarze
są zmuszeni zmienić pacjentom standardowe procedury leczenia, bowiem wiele
antybiotyków już nie pomaga. I chodzi tutaj nie tyle o odporność na antybiotyki,
ale o tzw. polirezystentność – odporność mikroorganizmów na dwa i więcej
preparaty antybakteryjne. A przecież mowa o długotrwałe choroby, które nie
zabijają pacjenta w ciągu kilku dni. Co z Ludzkością zatem zrobić może
zmutowana dżuma?
[Pytanie to jest o tyle na miejscu, że w czasie II
Wojny Światowej i Zimnej Wojny prowadzono prace nad bakteriami dżumy, cholery -
Cholerae, duru brzusznego – Salmonella typhii, wąglika - Anthrax i wirusami ospy czarnej – Variola vera, Hanta, Ebola, Q-fever, Yellow Fever, Rift Valley Fever
i innymi straszliwymi dopustami bożymi, które zalegają w tej chwili w opuszczonych
i porzuconych ośrodkach badań nad bronią biologiczną i składowiskach tejże BMR
i w każdej chwili mogą się uwolnić. A takie uwolnienie się właśnie takich wysoce
letalnych infekcji może doprowadzić Ludzkość na skraj zagłady i nie jest to
figura retoryczna ale fakt oczywisty – wystarczy zobaczyć na to, co dzieje się
w Afryce Zachodniej, gdzie grasuje wirus Ebola… – uwaga tłum.]
One są wszędzie!
No i w taki
sposób Ludzkość samą siebie zagnała w ciasną ulicę, nie tylko dlatego, że
lekarze przez długie lata bezmyślnie przepisywali (i w dalszym ciągu tak robią)
preparaty antybakteryjne. Używanie ich przybrało kolosalną i nieodpowiedzialną
skalę. W wraz z nią wzrasta ilość supermikrobów-mutantów. Jak mówią eksperci:
Ludzkość miałaby szansę,
gdyby ludzie się tylko leczyli antybiotykami. Ale rzecz w tym, że teraz pakuje
się je wszędzie dookoła nas. Antybiotyków używa się w weterynarii i
agrotechnice. Świnie, krowy, kury szpikują preparatami żeby nie chorowały. No i
potem mamy: jesz schabowego, a w rzeczywistości przyjmujesz bezwiednie dawkę
antybiotyku. W rezultacie mikroby zamieszkujące organizm człowieka dostały
porcję antybiotyków, do których przyzwyczaja się i być może będą potem na nie
odporne w czasie jakiegoś przyszłego leczenia. A to oznacza, z wysokim
procentem prawdopodobieństwa, że zmutowały i stały się antybiotykoodporne. I
tak dzięki niekontrolowanemu używaniu antybiotyków w przemyśle żywnościowym,
Ludzkość traci ostatnie efektywne antybiotyki.
Mutują nie tylko
mikroorganizmy, ale także organizm człowieka. W ostatnie lata, w USA (gdzie
problem ten jest na topie) odnotowuje się zdarzenia występowania pobocznych
działań antybiotyków, których nie zarejestrowano wcześniej. W rezultacie
przyjmowania dostatecznie silnych preparatów, u ludzi obserwuje się problemy w
wątrobą i nerkami oraz odklejanie się siatkówki oczu. Wynika z tego, że
organizm po prostu odrzuca to, czym jest stale naszpikowany w najwyższym
stopniu.
Niektórzy
specjaliści (póki ich głosy jeszcze są słyszalne) próbują porównywać problem
antybiotyków do zagrożenia nuklearnego. Mocno powiedziane? Nie, to jest w pełni
realne zagrożenie. Jeżeli uczeni nie będą w stanie wymyślić nowej generacji
antybiotyków, albo ludzki organizm nie będzie w stanie ich przyjąć bez szkody
dla siebie, to atak mikrobów-mutantów postawi krzyżyk na przyszłości Ludzkości.
Nagrody i odznaczenia dla sir Alexandra Fleminga za odkrycie penicyliny
Moje 3 grosze
Jak widać z
artykułu i z praktyki życiowej – problem ten istnieje. osobiście przeszedłem
jednostronne zapalenie płuc – jeszcze w latach 60. – wywołane przez jakieś
superbakterie. Leczono mnie zrazu penicyliną – efekt był żaden. Potem w sukurs
przyszła penicylina ze streptomycyną i czymś jeszcze – to postawiło mnie na
nogi, ale przez kolejnych kilka tygodni wracałem do siebie po tej piekielnej
kuracji, przy czym mój osłabiony organizm złapał mumsa (świnkę) i zaliczył
kolejne trzy tygodnie leżenia – w sumie dwa miesiące w łóżku. Efekt był taki,
że omal nie dostałem promocji do VII klasy…
Wydaje mi się,
że istnieje wyjście z tego meksykańskiego pata. Po prostu trzeba wrócić do
dawnych metod leczenia polegających na zmuszenia sił obronnych organizmu do
walki – leczenie jest dłuższe, ale skuteczniejsze, bo sam organizm zwalcza to,
co go zaatakowało i później pamięta sposoby walki z tymi drobnoustrojami.
Naturalna szczepionka.
No i
szczepionki. Ostatnimi czasy furorę robią oszołomy namawiające ludzi do
zaniechania szczepień małych dzieci. Oczywiście przedstawiają oni poważne
„naukowe” (a jakże!) argumenty i statystyki. Wszystko to jest wielkim
szwindlem, bo opiera się na relacjach Agencji Informacyjnej JPDP o tym, że
jedna pani powiedziała innej, że trzecia pani zaszczepiła dziecko i ono – co za
nieszczęście!!! – umarło… Ale już nie ma informacji o tym, dlaczego i z jakiej
przyczyny. Przekaz jest oczywisty – jak zaszczepicie swe dzieci, to pewnikiem
umrą, bo szczepienia są szkodliwe. OK., tylko dlaczego AI JPDP nie powie już
tego, że choć jedno dziecko zmarło, to 100.000.000 innych żyje i ma się
dobrze??? Nie dajmy się zwariować oszołomom.
W Niemczech
teraz szaleje epidemia odry. Te dzieci, które ją zaliczą nie będą miały potem z
nią problemów, ale nieszczepionym czy tym, którzy na nią nie zachorowali grozi
bolesny półpasiec…
To tylko jeden
przykład z wielu. No cóż – jak widać ludzie kochają sensacje: najpierw był
HAARP i jego wpływ na zdrowie Ludzkości. Z tego, co czytałem na ten temat
wynikało, że wszyscy Ziemianie powinni umrzeć w czasie najbliższych 3 tygodni,
bo HAARP nas napromieniował. Potem, kiedy jednak nie umarliśmy, zaczęło się
straszenie, że to jakaś forma MKULtra i musi, co ONI nami sterują. Z tym bym
się zgodził – od 25 lat wybieramy tą samą złodziejsko-oszukańczą, styropianową
sitwę i końca temu nie widać…
Temat HAARP
się skończył i pokazał się problem chemtrails.
I znów w kontekście MKULtra, no bo przecież ktoś (czytaj: masoni, Kosmici,
Żydzi, komuniści, itd. itp.) musi kierować masą bezmyślnych baranów, a
najlepiej się to robi przy pomocy chemii zrzucanej z samolotów. Podobnie jak
HAARP, chemtrails ślicznie wpisują
się w STD, więc stronników tych bredni jest coraz to więcej. Jeżeli idzie o
mnie, to owszem – być może koncerny utylizują odpady chemiczne wylewając je nam
na głowy ze specjalnych samolotów. Z tym akurat mógłbym się zgodzić, bo będąc ekologiem w tym
zakresie widziałem nie takie szwindle… Po co płacić, jak można wylać z samolotu
czy statku…?
Sprawa chemtrails przycichła, bo przestała być
atrakcyjna medialnie – a jak czegoś jest za wiele, to i świnia nie zje, więc
wyciągnięto szczepionki. No i od razu znaleźli się idioci, którzy rozdmuchali
do niebotycznych rozmiarów kilka przypadków w których szczepionki zadziałały
negatywnie na organizm. Nasza Artemida już raz opisała jak to działa, więc nie
będę tego przypominał. Ma ona całkowitą rację, że szczepionki nie szkodzą – pod
warunkiem że się je podaje w odpowiednim czasie. I to jest właśnie właściwa
droga do utrzymania organizmu w zdrowiu, a nie pompowanie go antybiotykami i
inną chemią.
Tylko kto to
rozumie w kraju owładniętym antyszczepionkową histerią? Komu potrzebna jest ta
antyszczepionkowa krucjata? – chyba tylko tym, którzy w cicho, bez huku bomb i
rakiet, w białych rękawiczkach chcą przeprowadzić program depopulacji naszej
planety.
Komentarz z KKK
Jeśli chodzi o długość życia, to są to dwie wartości - dożywalność i umieralność. Jeśli 50% noworodków nie dożywa pierwszego roku, to umieralność wynosi 50% wśród noworodków, nie wśród reszty, która może umierać w każdym roku życia aż do wieku lat 70 nawet. Najczęściej średniej z tego się nie waży, więc wychodzi na to, że umieralność wynosi 'x' wśród danych grup wiekowych, a ogólnie 'y' w całej populacji. Dożywalność natomiast sięga np. lat siedemdziesięciu wśród danej populacji, ale może dotyczyć niewielkiego procenta tej populacji. Średnia wieku to bardzo plastyczna sprawa i nie może być ścisłym kryterium.
W kwestii penicyliny, było to przypadkowe 'odkrycie' - sam środek został niejako ponownie odkryty, ale za drugim razem nie zapomniano o nim. Podjęto się jego ekstrakcji zwróciwszy ponownie uwagę na pewne drożdżaki. Produkcja na masową skalę to dopiero był wyczyn, ale się udało. Hmm, gdyby nie wojna, nie udałoby się tego dokonać... o ironio!
Proponuję polski termin: antybiotyko-odporność. Funkcjonuje on od lat:) Inaczej potworek językowy będzie nas straszył, a ich tak dużo już jest w języku polskim... Poza tym zgadzam się z tym, że najlepszym obrońcą ludzi są sami ludzie, ale tutaj ścieżki są przynajmniej dwie: można przeżyć atak nowych bakterii i przekazać tę odporność dalszym pokoleniom, lub nie (ci, którzy żyją, zawdzięczają to głównie pierwszej opcji). Można się wspomagać, by pomóc wytworzyć tę odporność, jeśli tylko trochę do tego brakuje, a więc zaczęto wymyślać różne cuda-nie-widy, gdy tymczasem wspomaganie to nie zastępowanie, a myśląc, że wszystko wiemy o organizmie, wiedzie do jego podrasowywania, co czasem jest zwyczajnie niepotrzebne - czasem wystarczy wyzwolić naturalne, acz przygasłe, siły naszych systemów obronnych - obronność nieswoistą. I tu pojawia się problem alergii, bo i nadmiar, i niedomiar ekspozycji na drożdżaki i bakterie to problem.
Czekam czasów, aż to informacja i pola siłowe będą dyrygować naszym zdrowiem, dzięki maszynom lub nam samym, a może... może już tak kiedyś było, a teraz nazywa się to cudami? (Smok Ogniotrwały)
Jeśli chodzi o długość życia, to są to dwie wartości - dożywalność i umieralność. Jeśli 50% noworodków nie dożywa pierwszego roku, to umieralność wynosi 50% wśród noworodków, nie wśród reszty, która może umierać w każdym roku życia aż do wieku lat 70 nawet. Najczęściej średniej z tego się nie waży, więc wychodzi na to, że umieralność wynosi 'x' wśród danych grup wiekowych, a ogólnie 'y' w całej populacji. Dożywalność natomiast sięga np. lat siedemdziesięciu wśród danej populacji, ale może dotyczyć niewielkiego procenta tej populacji. Średnia wieku to bardzo plastyczna sprawa i nie może być ścisłym kryterium.
W kwestii penicyliny, było to przypadkowe 'odkrycie' - sam środek został niejako ponownie odkryty, ale za drugim razem nie zapomniano o nim. Podjęto się jego ekstrakcji zwróciwszy ponownie uwagę na pewne drożdżaki. Produkcja na masową skalę to dopiero był wyczyn, ale się udało. Hmm, gdyby nie wojna, nie udałoby się tego dokonać... o ironio!
Proponuję polski termin: antybiotyko-odporność. Funkcjonuje on od lat:) Inaczej potworek językowy będzie nas straszył, a ich tak dużo już jest w języku polskim... Poza tym zgadzam się z tym, że najlepszym obrońcą ludzi są sami ludzie, ale tutaj ścieżki są przynajmniej dwie: można przeżyć atak nowych bakterii i przekazać tę odporność dalszym pokoleniom, lub nie (ci, którzy żyją, zawdzięczają to głównie pierwszej opcji). Można się wspomagać, by pomóc wytworzyć tę odporność, jeśli tylko trochę do tego brakuje, a więc zaczęto wymyślać różne cuda-nie-widy, gdy tymczasem wspomaganie to nie zastępowanie, a myśląc, że wszystko wiemy o organizmie, wiedzie do jego podrasowywania, co czasem jest zwyczajnie niepotrzebne - czasem wystarczy wyzwolić naturalne, acz przygasłe, siły naszych systemów obronnych - obronność nieswoistą. I tu pojawia się problem alergii, bo i nadmiar, i niedomiar ekspozycji na drożdżaki i bakterie to problem.
Czekam czasów, aż to informacja i pola siłowe będą dyrygować naszym zdrowiem, dzięki maszynom lub nam samym, a może... może już tak kiedyś było, a teraz nazywa się to cudami? (Smok Ogniotrwały)
Tekst i
ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 44/2014, ss. 4-5
Przekład z j.
rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©