Zdjąłem buty i
ubranie, a potem nagi wszedłem do łazienki. Nie lubię kapać się w ichnim brodziku,
więc skorzystałem z prysznica – na szczęście była tam kabina prysznicowa.
Odświeżony i rozgrzany owinąłem się w ręcznik i wróciłem do pokoju.
Prawda! –
pomyślałem – paczka od profesora!
Wziąłem ją ze
stolika i rozdarłem papier. W środku znajdowało się tekturowe pudełko, które
otworzyło się ukazując swą zawartość. Omal nie krzyknąłem ze zdumienia, bo to
był mój ulubiony desert eagle .50 i
sześć magazynków, który musiałem zostawić przed wyjazdem do Japonii.
- Profesor
zwariował? – pomyślałem – przecież tym, co tu miałem można było wystrzelać
połowę ludności Kamaishi…
W pudełku
znajdowała się jeszcze koperta. Wziąłem ją i obejrzałem dokładnie. Była
zaadresowana do mnie, więc ją otworzyłem.
Szanowny Panie,
- zapewne zdumiewają
Pana środki ostrożności, które przedsięwziąłem, ale proszę mi wierzyć, są one
całkowicie niezbędne. Muszę Panu powiedzieć, że misja, której się Pan podjął,
jest bardzo niebezpieczna. Na razie będą chroniły Pana dwie zaufane agentki
JXSDF, bowiem rzecz dotyczy przede wszystkim Japonii.
Jak zapewne Pan
pamięta, niemal rok temu straszliwe trzęsienie ziemi i tsunami zmiotło znaczną
część północno-wschodniego wybrzeża Kraju Kwitnącej Wiśni.
- Poeta liryczny…
- pomyślałem z nagłą złością.
Oficjalnie było to
wskutek dodatkowego osuwania się osadów dennych, które wzmocniły fale tsunami,
dzięki czemu urosła ona na pełnym morzu do 10 metrów. Natomiast nieoficjalnie
wiadomo, że doszło tam wtedy nie do osunięcia się osadów – to jest wersja dla
ubogich duchem – ale do eksplozji pokładu hydratów metanowych, które znajdowały
się w Rowie Japońskim.
I jeszcze jedno –
trzęsieniu ziemi ktoś pomógł. Ktoś dowiedział się, że w płycie tektonicznej
Pacyfiku wzrosło naprężenie do takiego stopnia, że mały zastrzyk energii
wystarczy do powstania gigantycznego trzęsienia ziemi. Dane są łatwe do
uzyskania choćby na stronie internetowej Japońskiej Agencji Meteorologicznej
czy USGS. Wystarczyło tylko ustalić dokładnie miejsce na dnie oceanu i obruszyć
na nie niewielki ładunek atomowy – jakieś 20 kt. Tyle, co na Hiroszimę czy
Nagasaki. Potem już poszło łatwo – wybuch poruszył denne pokłady klatratu
metanowego, nastąpiła eksplozja nadkładu o długości co najmniej 200 km. W
sekundę później zaczęło się trzęsienie ziemi. Fala tsunami nałożyła się na fale
uderzeniowe obu eksplozji i - voila! Na Japonię poleciał ciąg kilku fal tsunami
o wysokości co najmniej 10 metrów. Efekty Pan zna.
A teraz Pańska misja:
podejrzewamy, że za tym zamachem stoją nasi starzy znajomi z Twierdzy
Andyjskiej, którzy najprawdopodobniej będą chcieli powtórzyć tego rodzaju atak
na nabrzeżne elektrownie atomowe Japonii. Cel oczywisty – skażenie terenu i
akwenów przyległych do stopnia uniemożliwiającego zamieszkanie na nim. Do tego
to wszystko zmierza. Wywiad japoński ustalił, że celem terrorystów z Twierdzy
Andyjskiej będzie pokład klaratów gazowych z Rowu Japońskiego, w którym znów
stwierdza się narastające naprężenia w skałach i możliwa powtórka z 11 marca
2011 roku. Zamierzają zastawić na nich pułapkę, a Pan będzie przynętą.
- No tak – pomyślałem
– znowu ja mam odwalać najczarniejszą robotę.
Jest Pan chroniony
przez najlepszą firmę AT świata, ale niech Pan uważa na siebie.
- Też wymyślił,
jakbym się tego nie domyślił – przemknęło mi przez mózg.
I na koniec życzę Panu
powodzenia. Proszę wszystkie Pańskie poczynania uzgadniać z agentkami JXSDF,
które będą Pana pilnowały 24/24 h.
Pozdrawiam! –
Marcin Milczarek
Skończyłem
czytać. Papier sam strzelił krótkim, niemal nieparzącym płomieniem i sczerniał,
a potem rozsypał się na szary proszek, który rozwiał się w powietrzu.
Anihilacja była stuprocentowa.
- Jak ja kocham
takie efekty! – powiedziałem na głos.
Zrzuciłem
ręcznik, włożyłem pistolet pod podgłówek, zgasiłem światło i położyłem się na
macie tatami. Po kilku minutach zapadłem w zdrowy spokojny sen.
I po raz pierwszy
od wielu nocy spałem jak suseł.
Kamaishi, 10.III.2012, 08:00 JST
Obudziłem się,
kiedy promień słońca uderzył mnie w oczy. Za ścianą było cicho. Agentki albo
jeszcze spały, albo jadły śniadanie. Zastanawiałem się właśnie, co mam ze sobą
zrobić i gdzie szukać ewentualnych terrorystów z Twierdzy Andyjskiej, kiedy
rozległo się ciche skrobanie do drzwi.
- Otwarte! –
powiedziałem odruchowo sięgając pod
poduszkę.
- To ja –
usłyszałem zza ściany. Drzwi się rozsunęły w stanęła w nich Yuka. Miała na
sobie barwny szlafroczek. Drobne stopy tonęły w ciepłych papuciach.
- Dzień dobry –
powiedziała – wyspałeś się?
- Owszem, dzień
dobry – odpowiedziałem wsuwając pistolet pod zagłówek. – A tak à propos, to dostanę tutaj coś do
zjedzenia?
Skinęła
wdzięcznie główką.
- Oczywiście,
restauracja jest na dole. Ubierz się i za pół godziny schodzimy razem. Potem
omówimy plan gry z Andyńczykami.
Uniosłem lekko
brwi w górę. - Andyńczycy – nieźle to sobie wymyśliły.
- Skąd właściwie
oni będą wiedzieć, że tutaj jestem? – zapytałem zdumiony tym, że jak dotąd nikt
mi tego nie powiedział.
- Udzielisz
wywiadu dla NHK – odparła Yuka – stąd będą wiedzieli, bo wywiad z tobą poleci
na wszystkich kanałach.
- Ależ ja nie
mówię po japońsku!
- Będziesz mówił
po angielsku, w końcu mamy tłumaczy, czyż nie Robert-san?
- No tak,
zapomniałem – mruknąłem. – Możesz się odwrócić?
Spojrzała
zdumiona, a potem parsknęła śmiechem.
- Ależ tak,
oczywiście – rzekła odwracając się – nie myślałam, że cię to peszy. Prawdę
powiedziawszy miałam nadzieję, że poznam ciebie lepiej…
Ubrałem się szybko.
- Możesz się odwrócić - powiedziałem. - A na poznanie się mamy czas.
Odwróciła się i spojrzała na mnie z przekornym uśmieszkiem.
- Czekamy za pół
godziny na dole.
I znikła za
drzwiami.
A ja zostałem sam. Chciało mi się śmiać, bo sytuacja była jak z kiepskiego filmu.
Jednak musiałem szybko się pozbierać bo sytuacja nie była tak wesoła, jakbym sobie tego życzył…
CDN.