Wentylatorowiec AVROCAR
Aleksiej Komogorcew[1]
W czasie II Wojny Światowej w
USA zbudowano łódź latającą o rozpiętości skrzydeł 98 metrów, jednakże jej
budowę zakończono już po wojnie. W 1947 roku ten gigant poleciał w swój
pierwszy i jedyny rejs.
Parafrazując słowa bohatera
jednego z najbardziej znanych filmów: „można powiedzieć, że wszyscy ludzie są
wierzącymi”. Jedni wierzą, że UFO istnieje, inni - że ich nie ma – a jedno i
drugie nie zostało udowodnione. Francuski badacz ufozjawiska Jacques Vallée swego czasu przedstawił
ciekawy intelektualny paradoks: „Czy u jednorożca róg rośnie pośrodku łba? –
Tak! – A czy jednorożce istnieją? – Nie!” Tak więc czy istnieją „jednorożce”
czyli UFO?
Tajne
kontakty
A zatem popatrzmy na historię o
nieudanej próbie kanadyjskiej firmy AVRO Canada zbudowania dyskokształtnego
aparatu latającego. Zgodnie z oficjalną wersją Kanadyjczycy we współpracy z
Amerykanami w 1960 roku zbudowali dwa eksperymentalne aparaty - wentylatorowce,
które miały złe właściwości lotne. Z tej właśnie przyczyny cały projekt
oficjalnie zamknięto. I wydawałoby się, że w historii budowania
dyskokształtnych aparatów latających postawiono ostatnią kropkę. Ale czy tak
było naprawdę?
Dnia 1.X.1951 roku wyszedł
biuletyn wydziału budżetowego Pentagonu, w którym pisało, że:
Można
będzie zbudować odrzutowy aparat latający nowego typu, pionowego startu i
lądowania z wykorzystaniem powietrznej poduszki. Będzie on rozwijał prędkość
1500 kts/2778 km/h i mieć zasięg 15.000 mi/24.000 km. Ostatnie dane pokazują,
że turboodrzutowy latający dysk może zostać zbudowany przez zachodnich
specjalistów w czasie 5 lat licząc od chwili obecnej. Taka maszyna będzie
niewidoczna dla współczesnych środków OPLOT.
W 1952 roku, firma konstrukcji
lotniczych AVRO Canada otrzymała od rządu kanadyjskiego kontrakt na 400.000
dolarów na opracowanie myśliwca w kształcie dysku – Project Y. Szefem
projektu był John Frost o
pseudonimie Jack, który przybył do
Toronto 14.VI.1947 roku.
Prace nad Projektem Y
przeprowadzono w warunkach najściślejszej tajemnicy. Jednakże – bez względu na
przyjęte środki ostrożności – w mediach zaczęły się pojawiać informacje
przyprawiające kierownictwo Projektu i RCAF - Siły Powietrzne
Kanady – o zawał. Przerażenie jakie ogarnęło szefostwo AVRO Canada doskonale
ilustruje wypowiedź jednego z nich: Było
coś przerażającego w tym, że naj-najpilniej strzeżony sekret odtajniono tak
łatwo.
W styczniu 1954 roku, AVRO
Canada i MoD czyli Ministerstwo Obrony Kanady zwróciły się do USAF z oficjalnym
raportem o stanie prac. Od tego czasu projekty firmy zbudowania myśliwca w
kształcie dysku były finansowane w ramach kontaktów z USAF.
W kwietniu 1960 roku dziecko
AVRO Canada – dwa eksperymentalne modele aparatu AVROCAR zostały
przedstawione na widok publiczny. No i od razu stało się jasnym, że góra
urodziła mysz.
Przy powierzchni ziemi te
aparaty latały dość dobrze, ale na wysokości powyżej 2,5 m zaczynała się
niestabilność lotu, która mogła doprowadzić do przekapotowania pojazdu.
Maksymalna prędkość aparatów wynosiła 56 km/h. W rezultacie tego, w grudniu
1961 roku wszystkie prace przerwano w związku z „zakończeniem czasookresu
kontraktu”.
AVROCAR od góry - widoczny wlot powietrza do wentylatora-sprężarki tworzącej pod pojazdem poduszkę powietrzną
Zasłona
dymna
A teraz porozmawiamy o dziwnych
okolicznościach tej sprawy. Modele te były wyposażone w silniki turboodrzutowe,
których moc wystarczyła jedynie na wytworzenie poduszki powietrznej!
W oficjalnym oświadczeniu z
dnia 8.XI.1948 roku, kierujący wywiadem naukowo-technicznym USAF (późniejszy ATIC)
płk Howard McCoy tak odpowiedział na
pytanie szefa wywiadu USAF generała majora Charlesa
P. Cable’a: Chociaż talerzopodobne
aparaty latające da się zbudować, to one będą miały złe charakterystyki lotne w
połączeniu z małym promieniem działania i niskim pułapem lotu oraz biorąc pod
uwagę dostępne rodzaje napędu (silniki tłokowe czy odrzutowe).
Wiarygodność tego oświadczenia
została udowodniona w 12 lat później w czasie oficjalnych prób aparatów AVROCAR.
Wynika z tego pytanie: DLACZEGO WYDAWANO MILIONY BUDŻETOWYCH DOLARÓW NA
REALIZACJĘ TEGO PORONIONEGO PROJEKTU?
No, ale praktyczni Amerykanie
nie licząc się z kosztami pakowali pieniądze w AVRO Canada. Po wielu latach,
ppłk rez. USAF George Edwards
oświadczył, że on – i jeszcze inni specjaliści – uczestniczący w pracach nad AVROCAREM
OD SAMEGO POCZĄTKU WIEDZIAŁ, że ich praca nie przyniesie żądanych rezultatów,
jednakże Projekt był kontynuowany JAKO PRZYKRYWKA PRZED DZIENNIKARZAMI.
Zgodnie z niedawno odtajnionymi
dokumentami, od 1952 roku i do zamknięcia Projektu w 1961 roku istniała
specjalna grupa inżynierów. Znano ją jako „grupę do specjalnych projektów” i
kierował nią tenże Frost. Pracowała ona nad opracowaniem całej rodziny aparatów
w kształcie dysku, których charakterystyki powinny zaćmić znane myśliwce odrzutowe.
I tak w ramach Projektu 1794 był rozpracowany dyskokształtny myśliwiec
przechwytujący, mogący lecieć z prędkością 4 Ma/4800 km/h na wysokości 100.000
ft/ok. 33.300 m.
Zacytuję tutaj świadectwo Jacka Picketta, który w latach 60. i
70. pracował w wydawnictwie wojskowym. W roku 1967, na polecenie adiutanta
dowódcy Tampa AFB (FL), Mac Dealla –
Pickett przygotował materiały na temat historii amerykańskich samolotów
eksperymentalnych. Pozwolono mu na przejrzenie utajnionych miejsc, gdzie
znajdowały się różne typy samolotów, które kiedykolwiek były testowane w tej
bazie. W jednym z nich oddalonym od głównej bazy znalazł on cztery „dyskoplany”
o 6, 12, 21 i 35-metrowych średnicach. Wedle jego słów, w USAF istniała
specjalna eskadra Fighter Long-Range Tactical Air Command Future Forces, w
składzie której znajdowały się dyskoplany rozmaitych typów. Eskadra ta była
rozmieszczona w Carswell AFB w Fort Worth (TX), a następnie przeniesiono ją do
James Conally AFB w Waco (TX). Pickett widział wiele zdjęć dyskoplanów, w tym
latających grupowo do 50 jednostek.
Niemiecki
ślad
Pickettowi udało się wyjaśnić,
że prace nad dyskoplanami zaczęły się jeszcze w 1943 roku, ale nie w Kanadzie
czy USA, ale w hitlerowskich Niemczech! One miały miejsce w fabryce BMW-Heinkel
w Dreźnie, pod kierownictwem generała-porucznika Waltera Dornbergera i SS-Sturmbannführera dr Wernhera von Brauna realizujących niemiecki program rakietowy. Jak
na ironię, ci ludzie wnieśli po wojnie decydujący wkład do amerykańskiego
programu kosmicznego.
Niemieckim teamem badawczym
kierował dr Richard Miethe,
pracujący w wydziale silników rakietowych BMW w Berlinie. Pierwsze próby nad
nowym typem pojazdu miały miejsce w 1944 roku. Po zakończeniu wojny, za
rekomendacją von Brauna, Miethe znalazł się w wiodącym centrum
naukowo-badawczym USAF we Wright Field AFB (OH), a potem wyprawiono go do
Kanady, gdzie uczestniczył w pracach firmy AVRO Canada. Do 1955 roku Miethe
zakończył budowę dyskoplanu, prototyp którego powstał w 1944 roku w III Rzeszy.
Pierwsze próby miały miejsce w Malton a następne w Edwards. Pickett twierdził,
że zbudowane tam dyskoplany przeprowadzały loty nad terytorium ZSRR.
Niemiecki ślad znajduje się
także w sprawie kierownika Projektu Y – Frosta. Zaczynając od
1942 roku pracował on w firmie De Havilland, gdzie po zakończeniu wojny badano
zdobyczne niemieckie samoloty. W Kanadyjskim Archiwum Narodowym znaleziono
dokument świadczący o tym, że w 1953 roku Frost udał się w podróż do RFN. Tam w
czasie ceremonii oficjalnego przyjęcia do służby brytyjskich i kanadyjskich
pracowników wywiadu, Frost poznał z niemieckim inżynierem lotnictwa, który
twierdził, że w latach 1944-45 niedaleko od czeskiej Pragi uczestniczył on w
budowie aparatu latającego w formie dysku. Aparat ten był nie tylko zbudowany,
ale także i oblatany. Czy był to sam Miethe czy ktoś z jego ekipy, tego już nie
wiadomo.
No i jak tu wierzyć w
oświadczenia Howarda McCoya, że silniki odrzutowe nie nadawały się do aparatów
latających podobnej konstrukcji? Niewykluczone, że w III Rzeszy został
stworzony silnik zasadniczo nowego typu.
Jednym z warunków narzuconych
Niemcom po I Wojnie Światowej było ograniczenie nałożone na rozwój różnych
typów uzbrojenia. Żeby obejść to ograniczenie, kierownictwo państwa postanowiło
zająć się opracowywaniem i produkcją niekonwencjonalnych środków technicznych,
w tym opracowanie alternatywnych źródeł energii. W 1938 roku, w liście do
ministra kultury Badena Bäckera[2]
SS-Reichsführer Himmler napisał: Jest wiele rzeczy, których my nie jesteśmy w
stanie pojąć. Ale należy je bezwzględnie wykorzystać, w tej liczbie siłami
dyletantów.
Nie
wypuścić dżina z butelki!
Po zakończeniu II Wojny
Światowej niemieckie prace dostały się w ręce Aliantów. Ale zastosowanie nowych
technologii przedstawiało zagrożenie dla tradycyjnych lotniczych monopoli i
kompleksu paliwowo-energetycznego. Jednakże pochować te technologie też się nie
dało: istniało niebezpieczeństwo, że będą nad nimi pracowali inni członkowie
koalicji antyhitlerowskiej. Żeby nie wypuszczać dżina z butelki, stworzono
wersję, która wyjaśniała pojawienie się na niebie aparatów latających z
niezwykłymi charakterystykami i możliwościami – z dosłownie „nieziemskimi
właściwościami”. W tą wersję doskonale wpisuje się pierwszy boom obserwacji
„niezidentyfikowanych obiektów latających” w USA, przypadający na lata 1947-52.
Jednakże byłoby błędem
przypisywanie obserwacji UFO tylko pojawieniem się „cudownych” technologii,
dojrzewających w łonie ultra-sekretnych laboratoriów. Jak powiedział to znany
polski pisarz Stanisław Jerzy Lec –
my zawsze powinniśmy być gotowi na to, że „w rzeczywistości wszystko jest nie
tak, jak w rzeczy samej”.
Moje
3 grosze
W kontekście tych
wszystkich wydarzeń wciąż jak bumerang wraca pytanie, które zadałem onegdaj w
przekładzie tekstu J.-O. Brenne’a na
temat tzw. afery szpicbergeńskiej z
1952 roku. Szczegóły tej afery opisałem na stronie - http://wszechocean.blogspot.com/2013/05/lato-1952-spitzbergen-europejskie.html oraz http://wszechocean.blogspot.com/2011/07/tck-tunguski-meteoryt-alla-polacca-5.html -
gdzie zwróciłem uwagę Czytelnika na pewien osobliwy fakt. Otóż w roku 1961
Wydawnictwo Morskie w Gdyni opublikowało książeczkę dla dzieci, autorstwa Krystyny Korewicko-Adamskiej pt.
„Podróż na Księżyc”. Nie ma w tym niczego dziwnego – temat był modny po
wystrzeleniu Sputnika-1 i locie pierwszych zwierząt doświadczalnych w
kosmos, ale jeszcze przed lotem Jurija
Gagarina.
Latający talerz według ilustracji Czesława Zborowskiego. Widoczne są wyraźnie jego detale takie jak: pleksiglasowa kopuła kokpitu, trzy wsporniki, dysza silnika rakietowego lub odrzutowego unosząca pojazd do góry i rozmieszczone na obwodzie dysze silników nadających pojazdowi ruch postępowy. Podobną konstrukcję widział francuski jeniec w okolicy Gdyni - Babich Dołów w lipcu 1943 roku...
O co mi chodzi? – otóż w
książeczce tej pokazane są latające talerze i to jakie! Takie właśnie, o jakich
pisze się tu i ówdzie w prasie ufologicznej! Ilustrator tej książeczki Czesław Zborowski musiał wziąć skądś
pomysł na te księżycowe UFO, i tego właśnie nie wiem, skąd? Przypominają one
bardzo dokładnie konstrukcje niemieckich, później kanadyjskich konstruktorów
lotniczych, aliści z małymi modyfikacjami. Konstrukcja AVRO nie obraca się w
powietrzu i dlatego jej lot był kulawy. Konstrukcje niemieckie wirowały w
powietrzu, dlatego uzyskiwano w ten sposób dwie rzeczy: stabilność lotu i efekt
Coandy, który umożliwiał pojazdowi lot prostoliniowy i wznoszenie.
Bardzo chciałbym wiedzieć,
skąd czerpał natchnienie Pan Zborowski??? Ba! - może sam je widział na własne
oczy? A czemu by nie? Było dopiero 15 lat po wojnie, więc to jest całkiem
możliwe. Poza tym rysunki te przypominają bardzo opis UFO zrobiony przez
jednego z więźniów francuskich, niejakiego S.
Theau, który właśnie coś takiego widział w pasie wydm nadmorskich w
okolicach Gotenhafen-Hexelground/Gdynia-Babie Doły w lipcu 1943 roku, a którą
to relację zamieściłem w książce „Wunderland – Pozaziemskie technologie Trzeciej
Rzeszy” (Warszawa 2001). Więzień ów, czy jeniec, wyraźnie wspomina o pojeździe
w kształcie dwuwypukłego dysku z pleksiglasową kopułką i otworami na obwodzie.
I który obracał się wokół własnej osi. Tak więc może ilustrator widział coś
podobnego? Pytania można mnożyć.
Myślę, że te ilustracje
stanowią jeden z wielu kluczy do zagadki latających spodków made in Germany…
Tekst i ilustracje – „Tajny XX
wieka” nr 22/2013, ss. 8-9
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©
[1] Członek
Interdyscyplinarnej Grupy Badawczej „Źródła Cywilizacji”.
[2]
W III Rzeszy nie istniało ministerstwo kultury sensu stricte – kultura w 1933
roku została podporządkowana ministerstwu propagandy i odpowiadał za nią Josef
Goebbels. Poza tym na liście członków rządu Adolfa Hitlera nie udało mi się
znaleźć kogoś o takim nazwisku.