Powered By Blogger

czwartek, 24 października 2013

Kanada: ojczyzna UFO?

Wentylatorowiec AVROCAR


Aleksiej Komogorcew[1]


W czasie II Wojny Światowej w USA zbudowano łódź latającą o rozpiętości skrzydeł 98 metrów, jednakże jej budowę zakończono już po wojnie. W 1947 roku ten gigant poleciał w swój pierwszy i jedyny rejs.

Parafrazując słowa bohatera jednego z najbardziej znanych filmów: „można powiedzieć, że wszyscy ludzie są wierzącymi”. Jedni wierzą, że UFO istnieje, inni - że ich nie ma – a jedno i drugie nie zostało udowodnione. Francuski badacz ufozjawiska Jacques Vallée swego czasu przedstawił ciekawy intelektualny paradoks: „Czy u jednorożca róg rośnie pośrodku łba? – Tak! – A czy jednorożce istnieją? – Nie!” Tak więc czy istnieją „jednorożce” czyli UFO?


Tajne kontakty


A zatem popatrzmy na historię o nieudanej próbie kanadyjskiej firmy AVRO Canada zbudowania dyskokształtnego aparatu latającego. Zgodnie z oficjalną wersją Kanadyjczycy we współpracy z Amerykanami w 1960 roku zbudowali dwa eksperymentalne aparaty - wentylatorowce, które miały złe właściwości lotne. Z tej właśnie przyczyny cały projekt oficjalnie zamknięto. I wydawałoby się, że w historii budowania dyskokształtnych aparatów latających postawiono ostatnią kropkę. Ale czy tak było naprawdę?

Dnia 1.X.1951 roku wyszedł biuletyn wydziału budżetowego Pentagonu, w którym pisało, że:
Można będzie zbudować odrzutowy aparat latający nowego typu, pionowego startu i lądowania z wykorzystaniem powietrznej poduszki. Będzie on rozwijał prędkość 1500 kts/2778 km/h i mieć zasięg 15.000 mi/24.000 km. Ostatnie dane pokazują, że turboodrzutowy latający dysk może zostać zbudowany przez zachodnich specjalistów w czasie 5 lat licząc od chwili obecnej. Taka maszyna będzie niewidoczna dla współczesnych środków OPLOT.


W 1952 roku, firma konstrukcji lotniczych AVRO Canada otrzymała od rządu kanadyjskiego kontrakt na 400.000 dolarów na opracowanie myśliwca w kształcie dysku – Project Y. Szefem projektu był John Frost o pseudonimie Jack, który przybył do Toronto 14.VI.1947 roku.

Prace nad Projektem Y przeprowadzono w warunkach najściślejszej tajemnicy. Jednakże – bez względu na przyjęte środki ostrożności – w mediach zaczęły się pojawiać informacje przyprawiające kierownictwo Projektu i RCAF - Siły Powietrzne Kanady – o zawał. Przerażenie jakie ogarnęło szefostwo AVRO Canada doskonale ilustruje wypowiedź jednego z nich: Było coś przerażającego w tym, że naj-najpilniej strzeżony sekret odtajniono tak łatwo.

W styczniu 1954 roku, AVRO Canada i MoD czyli Ministerstwo Obrony Kanady zwróciły się do USAF z oficjalnym raportem o stanie prac. Od tego czasu projekty firmy zbudowania myśliwca w kształcie dysku były finansowane w ramach kontaktów z USAF.

W kwietniu 1960 roku dziecko AVRO Canada – dwa eksperymentalne modele aparatu AVROCAR zostały przedstawione na widok publiczny. No i od razu stało się jasnym, że góra urodziła mysz.

Przy powierzchni ziemi te aparaty latały dość dobrze, ale na wysokości powyżej 2,5 m zaczynała się niestabilność lotu, która mogła doprowadzić do przekapotowania pojazdu. Maksymalna prędkość aparatów wynosiła 56 km/h. W rezultacie tego, w grudniu 1961 roku wszystkie prace przerwano w związku z „zakończeniem czasookresu kontraktu”.


AVROCAR od góry - widoczny wlot powietrza do wentylatora-sprężarki tworzącej pod pojazdem poduszkę powietrzną


Zasłona dymna


A teraz porozmawiamy o dziwnych okolicznościach tej sprawy. Modele te były wyposażone w silniki turboodrzutowe, których moc wystarczyła jedynie na wytworzenie poduszki powietrznej!

W oficjalnym oświadczeniu z dnia 8.XI.1948 roku, kierujący wywiadem naukowo-technicznym USAF (późniejszy ATIC) płk Howard McCoy tak odpowiedział na pytanie szefa wywiadu USAF generała majora Charlesa P. Cable’a: Chociaż talerzopodobne aparaty latające da się zbudować, to one będą miały złe charakterystyki lotne w połączeniu z małym promieniem działania i niskim pułapem lotu oraz biorąc pod uwagę dostępne rodzaje napędu (silniki tłokowe czy odrzutowe).

Wiarygodność tego oświadczenia została udowodniona w 12 lat później w czasie oficjalnych prób aparatów AVROCAR. Wynika z tego pytanie: DLACZEGO WYDAWANO MILIONY BUDŻETOWYCH DOLARÓW NA REALIZACJĘ TEGO PORONIONEGO PROJEKTU?

No, ale praktyczni Amerykanie nie licząc się z kosztami pakowali pieniądze w AVRO Canada. Po wielu latach, ppłk rez. USAF George Edwards oświadczył, że on – i jeszcze inni specjaliści – uczestniczący w pracach nad AVROCAREM OD SAMEGO POCZĄTKU WIEDZIAŁ, że ich praca nie przyniesie żądanych rezultatów, jednakże Projekt był kontynuowany JAKO PRZYKRYWKA PRZED DZIENNIKARZAMI.

Zgodnie z niedawno odtajnionymi dokumentami, od 1952 roku i do zamknięcia Projektu w 1961 roku istniała specjalna grupa inżynierów. Znano ją jako „grupę do specjalnych projektów” i kierował nią tenże Frost. Pracowała ona nad opracowaniem całej rodziny aparatów w kształcie dysku, których charakterystyki powinny zaćmić znane myśliwce odrzutowe. I tak w ramach Projektu 1794 był rozpracowany dyskokształtny myśliwiec przechwytujący, mogący lecieć z prędkością 4 Ma/4800 km/h na wysokości 100.000 ft/ok. 33.300 m.

Zacytuję tutaj świadectwo Jacka Picketta, który w latach 60. i 70. pracował w wydawnictwie wojskowym. W roku 1967, na polecenie adiutanta dowódcy Tampa AFB (FL), Mac Dealla – Pickett przygotował materiały na temat historii amerykańskich samolotów eksperymentalnych. Pozwolono mu na przejrzenie utajnionych miejsc, gdzie znajdowały się różne typy samolotów, które kiedykolwiek były testowane w tej bazie. W jednym z nich oddalonym od głównej bazy znalazł on cztery „dyskoplany” o 6, 12, 21 i 35-metrowych średnicach. Wedle jego słów, w USAF istniała specjalna eskadra Fighter Long-Range Tactical Air Command Future Forces, w składzie której znajdowały się dyskoplany rozmaitych typów. Eskadra ta była rozmieszczona w Carswell AFB w Fort Worth (TX), a następnie przeniesiono ją do James Conally AFB w Waco (TX). Pickett widział wiele zdjęć dyskoplanów, w tym latających grupowo do 50 jednostek.


Niemiecki ślad


Pickettowi udało się wyjaśnić, że prace nad dyskoplanami zaczęły się jeszcze w 1943 roku, ale nie w Kanadzie czy USA, ale w hitlerowskich Niemczech! One miały miejsce w fabryce BMW-Heinkel w Dreźnie, pod kierownictwem generała-porucznika Waltera Dornbergera i SS-Sturmbannführera dr Wernhera von Brauna realizujących niemiecki program rakietowy. Jak na ironię, ci ludzie wnieśli po wojnie decydujący wkład do amerykańskiego programu kosmicznego.

Niemieckim teamem badawczym kierował dr Richard Miethe, pracujący w wydziale silników rakietowych BMW w Berlinie. Pierwsze próby nad nowym typem pojazdu miały miejsce w 1944 roku. Po zakończeniu wojny, za rekomendacją von Brauna, Miethe znalazł się w wiodącym centrum naukowo-badawczym USAF we Wright Field AFB (OH), a potem wyprawiono go do Kanady, gdzie uczestniczył w pracach firmy AVRO Canada. Do 1955 roku Miethe zakończył budowę dyskoplanu, prototyp którego powstał w 1944 roku w III Rzeszy. Pierwsze próby miały miejsce w Malton a następne w Edwards. Pickett twierdził, że zbudowane tam dyskoplany przeprowadzały loty nad terytorium ZSRR.

Niemiecki ślad znajduje się także w sprawie kierownika Projektu Y – Frosta. Zaczynając od 1942 roku pracował on w firmie De Havilland, gdzie po zakończeniu wojny badano zdobyczne niemieckie samoloty. W Kanadyjskim Archiwum Narodowym znaleziono dokument świadczący o tym, że w 1953 roku Frost udał się w podróż do RFN. Tam w czasie ceremonii oficjalnego przyjęcia do służby brytyjskich i kanadyjskich pracowników wywiadu, Frost poznał z niemieckim inżynierem lotnictwa, który twierdził, że w latach 1944-45 niedaleko od czeskiej Pragi uczestniczył on w budowie aparatu latającego w formie dysku. Aparat ten był nie tylko zbudowany, ale także i oblatany. Czy był to sam Miethe czy ktoś z jego ekipy, tego już nie wiadomo.

No i jak tu wierzyć w oświadczenia Howarda McCoya, że silniki odrzutowe nie nadawały się do aparatów latających podobnej konstrukcji? Niewykluczone, że w III Rzeszy został stworzony silnik zasadniczo nowego typu.

Jednym z warunków narzuconych Niemcom po I Wojnie Światowej było ograniczenie nałożone na rozwój różnych typów uzbrojenia. Żeby obejść to ograniczenie, kierownictwo państwa postanowiło zająć się opracowywaniem i produkcją niekonwencjonalnych środków technicznych, w tym opracowanie alternatywnych źródeł energii. W 1938 roku, w liście do ministra kultury Badena Bäckera[2] SS-Reichsführer Himmler napisał: Jest wiele rzeczy, których my nie jesteśmy w stanie pojąć. Ale należy je bezwzględnie wykorzystać, w tej liczbie siłami dyletantów.


Nie wypuścić dżina z butelki!


Po zakończeniu II Wojny Światowej niemieckie prace dostały się w ręce Aliantów. Ale zastosowanie nowych technologii przedstawiało zagrożenie dla tradycyjnych lotniczych monopoli i kompleksu paliwowo-energetycznego. Jednakże pochować te technologie też się nie dało: istniało niebezpieczeństwo, że będą nad nimi pracowali inni członkowie koalicji antyhitlerowskiej. Żeby nie wypuszczać dżina z butelki, stworzono wersję, która wyjaśniała pojawienie się na niebie aparatów latających z niezwykłymi charakterystykami i możliwościami – z dosłownie „nieziemskimi właściwościami”. W tą wersję doskonale wpisuje się pierwszy boom obserwacji „niezidentyfikowanych obiektów latających” w USA, przypadający na lata 1947-52.

Jednakże byłoby błędem przypisywanie obserwacji UFO tylko pojawieniem się „cudownych” technologii, dojrzewających w łonie ultra-sekretnych laboratoriów. Jak powiedział to znany polski pisarz Stanisław Jerzy Lec – my zawsze powinniśmy być gotowi na to, że „w rzeczywistości wszystko jest nie tak, jak w rzeczy samej”.


Moje 3 grosze


W kontekście tych wszystkich wydarzeń wciąż jak bumerang wraca pytanie, które zadałem onegdaj w przekładzie tekstu J.-O. Brenne’a na temat tzw. afery szpicbergeńskiej z 1952 roku. Szczegóły tej afery opisałem na stronie - http://wszechocean.blogspot.com/2013/05/lato-1952-spitzbergen-europejskie.html oraz http://wszechocean.blogspot.com/2011/07/tck-tunguski-meteoryt-alla-polacca-5.html - gdzie zwróciłem uwagę Czytelnika na pewien osobliwy fakt. Otóż w roku 1961 Wydawnictwo Morskie w Gdyni opublikowało książeczkę dla dzieci, autorstwa Krystyny Korewicko-Adamskiej pt. „Podróż na Księżyc”. Nie ma w tym niczego dziwnego – temat był modny po wystrzeleniu Sputnika-1 i locie pierwszych zwierząt doświadczalnych w kosmos, ale jeszcze przed lotem Jurija Gagarina.

Latający talerz według ilustracji Czesława Zborowskiego. Widoczne są wyraźnie jego detale takie jak: pleksiglasowa kopuła kokpitu, trzy wsporniki, dysza silnika rakietowego lub odrzutowego unosząca pojazd do góry i rozmieszczone na obwodzie dysze silników nadających pojazdowi ruch postępowy. Podobną konstrukcję widział francuski jeniec w okolicy Gdyni - Babich Dołów w lipcu 1943 roku... 

O co mi chodzi? – otóż w książeczce tej pokazane są latające talerze i to jakie! Takie właśnie, o jakich pisze się tu i ówdzie w prasie ufologicznej! Ilustrator tej książeczki Czesław Zborowski musiał wziąć skądś pomysł na te księżycowe UFO, i tego właśnie nie wiem, skąd? Przypominają one bardzo dokładnie konstrukcje niemieckich, później kanadyjskich konstruktorów lotniczych, aliści z małymi modyfikacjami. Konstrukcja AVRO nie obraca się w powietrzu i dlatego jej lot był kulawy. Konstrukcje niemieckie wirowały w powietrzu, dlatego uzyskiwano w ten sposób dwie rzeczy: stabilność lotu i efekt Coandy, który umożliwiał pojazdowi lot prostoliniowy i wznoszenie.


Bardzo chciałbym wiedzieć, skąd czerpał natchnienie Pan Zborowski??? Ba! - może sam je widział na własne oczy? A czemu by nie? Było dopiero 15 lat po wojnie, więc to jest całkiem możliwe. Poza tym rysunki te przypominają bardzo opis UFO zrobiony przez jednego z więźniów francuskich, niejakiego S. Theau, który właśnie coś takiego widział w pasie wydm nadmorskich w okolicach Gotenhafen-Hexelground/Gdynia-Babie Doły w lipcu 1943 roku, a którą to relację zamieściłem w książce „Wunderland – Pozaziemskie technologie Trzeciej Rzeszy” (Warszawa 2001). Więzień ów, czy jeniec, wyraźnie wspomina o pojeździe w kształcie dwuwypukłego dysku z pleksiglasową kopułką i otworami na obwodzie. I który obracał się wokół własnej osi. Tak więc może ilustrator widział coś podobnego? Pytania można mnożyć.



Myślę, że te ilustracje stanowią jeden z wielu kluczy do zagadki latających spodków made in Germany…   


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 22/2013, ss. 8-9
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©



[1] Członek Interdyscyplinarnej Grupy Badawczej „Źródła Cywilizacji”.
[2] W III Rzeszy nie istniało ministerstwo kultury sensu stricte – kultura w 1933 roku została podporządkowana ministerstwu propagandy i odpowiadał za nią Josef Goebbels. Poza tym na liście członków rządu Adolfa Hitlera nie udało mi się znaleźć kogoś o takim nazwisku.