Carl Zimmer (“New York Times”)
Na tym
zdjęciu widzimy martwego wieloryba w holenderskim porcie Rotterdam, w 2011
roku. Zwiększająca się liczba kontenerowców powoduje wzrastanie liczny poszkodowanych
wielorybów – twierdzi studium na temat ludzkiej działalności we Wszechoceanie.
Ekipa naukowców na podstawie gruntownych analiz danych z setek źródeł doszła do
wniosku, że ludzie znajdują się na krok od spowodowania bezprecedensowych
zniszczeń we Wszechoceanie i likwidacji zwierząt w nim żyjących.
- Być może znajdujemy się nad przepaścią
wielkiego epizodu Wielkiego Wymierania – powiedział Douglas J. McCauley – ekolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w
Santa Barbara i autora badań opublikowanych w styczniu br. w „Science”.
Ale mamy
wciąż czas by odwrócić katastrofę, dr McCauley i jego koledzy także to odkryli.
W porównaniu z kontynentami, Wszechocean jest w większości nienaruszony i
dziki, i może powrócić do stanu pierwotnego.
- Mamy szczęście w wielu rzeczach –
powiedziała Malin L. Pinsky, biolog
morza w Rutgers University i drugi autor rzeczonego raportu. – Wprawdzie spadek przyspiesza, ale nie jest
on tak gwałtowny, byśmy nie mogli tego odwrócić.
Naukowa
ocena stanu zdrowotnego Wszechoceanu wiąże się z niepewnością: jest bardzo
trudno naukowcom oceniać stan zdrowia organizmów przebywających pod wodą, w
odległościach tysięcy mil od lądów, niż gatunków żyjących na suchym lądzie. Te
wszystkie zmiany, które uczeni obserwują w oceanicznych ekosystemach mogą nie
odzwierciedlać trendów w skali całej planety.
Na
zdjęciu widzimy hodowlę korali transplantowanych przy Jawie w Indonezji. Jak
wykazały analizy, zniszczenia korali spowodowały załamanie się tamtejszych
ekosystemów.
Dr
Pinsky, dr McCauley i ich koledzy poszukiwali bardziej jasnego obrazu stanu
zdrowia Wszechoceanu poprzez gromadzenie danych z ogromnej ilości źródeł, od
odkryć w zapisie kopalnym do statystyk ruchu kontenerowców, rybołówstwa i
kopalniach na dnie morza. Wiele z nich było znanych od dawna, ale nigdy nie
zestawiono ich ze sobą w ten sposób.
Wielu
ekspertów powiedziało, że te rezultaty były ważna syntezą, która pozwalała na
postawienie drobiazgowych i odważnych prognoz.
- Widzę to jako wezwanie do akcji zamknięcia
luki pomiędzy konserwacją Przyrody na lądzie i na morzu – powiedziała Loren McClenachan z Colby College,
która nie brała udziału w tym studium. - Uczeni
odkryli, że istnieją jasne sygnały tego, że ludzie są szkodliwi dla
Wszechoceanu w znacznym stopniu. Pewne oceaniczne gatunki są przełowione, ale
nawet największe szkody wynikające z utraty siedlisk, które spowodowane są
przez rozwój ludzkiej techniki – twierdzą naukowcy.
I tak np.
rafy koralowe, zmniejszyły się o 40% w skali całego świata, częściowo z powodu
zmian klimatycznych związanych z EGO.
Pewna
ilość gatunków ryb migruje do chłodniejszych wód. Ryby z gatunku strzępiel
czarny - Centropristris striata – znane doskonale z przybrzeżnych wód
Wirginii, wyniosły się do New Jersey. Mniej szczęśliwe gatunki nie mogą znaleźć
nowych siedlisk dla siebie. W tym samym czasie, emisja CO2 zmienia
skład chemiczny wody morskiej zakwaszając ją coraz bardziej.
- Jeżeli podkręcisz grzałkę w swoim akwarium i
dodasz nieco kwasu do wody, twoje ryby na pewno nie będą za szczęśliwe –
powiedziała dr Pinsky. – I to jest
dokładnie to, co my robimy we Wszechoceanie.
Kruche
ekosystemy, jak np. namorzyny są zamieniane w farmy rybne, które są zaprojektowane
do zwiększenia konsumpcji ryb w ciągu 20 lat. Trawlery denne rozciągają swe
ogromne sieci na dnie morskim, co powoduje zniszczenia tegoż dna na powierzchni
20 mln mi², obracając część szelfu kontynentalnego w ruinę. Nie ma już masowych
polowań na wieloryby, ale cóż z tego, kiedy padają one ofiarami wielkich
kontenerowców. I liczba takich kolizji wciąż wzrasta.
Podmorskie
górnictwo także jest gotowe do transformacji Wszechoceanu. Kontrakty na
podwodne górnictwo już pokrywają 460.000 mi² dna od zera w roku 2000 – jak
stwierdzili uczeni. Podmorskie górnictwo potencjalnie jest w stanie zniszczyć
unikalne ekosystemy i wprowadzić zanieczyszczenia w głębokie wody.
Wszechocean
jest bardzo rozległy i jego ekosystemy wydają się być nieczułe na zmiany. Ale
dr McClenachan ostrzega, że zapis kopalny ukazuje nam iż dawne globalne
katastrofy niszczyły także życie w morzu.
- Gatunki morskie nie są odporne na wymieranie
w skali globalnej – powiedziała ona.
Do tej
pory morza nie uniknęły rzezi, jaka spotkała gatunki lądowe, stwierdzają nowe
analizy. Zapis kopalny wskazuje, że pewna liczba wielkich gatunków zwierząt
wyginęła, kiedy ludzie przybyli na kontynenty i wyspy. Np. Moa, ogromny ptak, który zamieszkiwał Nową Zelandię został wybity
co do nogi przez Polinezyjczyków w XIV wieku, prawdopodobnie w ciągu stulecia.
Albo to,
co było tylko po 1800 roku, w czasie Rewolucji Przemysłowej, w czasie której
wymieranie na ladach gwałtownie przyspieszyło.[1] Ludzie rozpoczęli zmieniać
dzikie środowisko wycinając lasy na drewno, orząc prerię na pola uprawne oraz
budując drogi i koleje wzdłuż i wszerz kontynentów. Gatunki rozpoczęły ginąć ze
zwiększona prędkością. W czasie ostatnich pięciu wieków, uczeni naliczyli 514
gatunków zwierząt, które wyginęły na lądzie. Ale autorzy tego nowego studium
odkryli, że udokumentowane wygaśnięcia gatunków są o wiele rzadsze we
Wszechoceanie.
Przed
rokiem 1500 wiadomo było o paru gatunkach morskich ptaków, które znikły. Od
tego czasu uczeni odnotowali wyginiecie zaledwie 15 gatunków oceanicznych, w
tym takich zwierząt jak karaibska foka mniszka – Neomonachus tropicalis – oraz krowa morska Stellera – Hydrodamalis gigas. Chociaż dane te są
prawdopodobnie niedoszacowane, dr McCauley powiedział, że różnice były jednak
jednoznaczne.
- Przede wszystkim, to my tu jesteśmy
największym planetarnym drapieżnikiem – powiedział on – bo małpie trudno jest spowodować wygaśnięcie
jakiegoś gatunku we Wszechoceanie.
Wiele
gatunków morskich, które zaczynają wymierać są albo w jakiś sposób zależne od
lądu – np. ptaki morskie gniazdujące na klifach czy żółwie morskie, które
składają jaja na plażach.
- Tak więc jest wciąż czas dla ludzi na
zatrzymanie dewastacji – mówi dr McCauley – dzięki efektywnym programom limitującym eksploatację Wszechoceanu. Tygrysa
może nie da się uratować na wolności, ale rekina tygrysiego na pewno się uda
– powiedział on.
- Mamy wiele narzędzi, których możemy użyć
– powiedział on – najlepiej byłoby je
wreszcie podnieść i użyć ich na serio.
Dr
McCauley i jego koledzy argumentują, że ograniczając industrializację
Wszechoceanu do kilku regionów, można by odrodzić ich populacje w innych
regionach.
- Wierzę w to mocno, że najlepszym partnerem w
ratowaniu Wszechoceanu jest onże sam – powiedział Stephen R. Palumbi z Uniwersytetu Stanforda – autor nowego studium.
Uczeni
także argumentują, że te rezerwaty muszą być zaplanowane biorąc pod uwagę
zmiany klimatyczne i to, że gatunki zwierząt będą uciekały przed wysokimi
temperaturami i niskim pH wody morskiej, tak, by mogłyby one znaleźć
schronienie.
- To stworzy skakankę warunków w górę i w dół
wybrzeży w celu pomocy adaptowania się tych gatunków do zmiennych warunków
– powiedziała dr Pinsky.
Wreszcie
dr Palumbi ostrzegł, że powolne wymieranie gatunków we Wszechoceanie oznacza
wykończenie ich przez emisję CO2, a nie przystosowanie się do niej.
- Jeżeli do końca stulecia nie zakończymy
naszej toksycznej działalności takiej jaką znamy to czuję, że nie ma nadziei na
odrodzenie się normalnego ekosystemu we Wszechoceanie – powiedział on – ale w międzyczasie powinniśmy dać szansę
zrobić to, co się tylko da. Co tylko możemy zrobić. Mamy na to parę
dziesięcioleci więcej, niż myśleliśmy, że mieliśmy, tak więc proszę – nie
zmarnujmy tego.
Moje 3 grosze
W Internecie
aktualnie krąży taka oto odezwa sygnowana przez AVAAZ:
Pewien
doświadczony żeglarz, Ivan Macfadyen, po powrocie ze swojej ostatniej wyprawy
przez Pacyfik uderzył na alarm:
„Zwykle w
trakcie podróży podziwiam żółwie, delfiny, rekiny i chmary pożywiającego się
ptactwa. Jednak tym razem, płynąc 3 tysiące mil morskich, nie zobaczyłem
żadnego żywego stworzenia.”
Ten
zazwyczaj pełen życia bezkres oceanu staje się zaśmiecony i zadziwiająco cichy.
Eksperci
nazywają ten proces cichą śmiercią. Chociaż na co dzień tego nie widzimy, to
właśnie nasza działalność jest tego przyczyną. Przełowienie, zakwaszenie i
zanieczyszczenie wód oraz zmiana klimatu – te zjawiska niszczą nasze oceany i
prowadzą do wyginięcia kolejnych gatunków. Tu nie chodzi tylko o unicestwienie
cudów natury. Chodzi o realne zagrożenie dla klimatu. I całego życia na Ziemi.
Ale jest
jeszcze czas na podjęcie działania, a 2015 rok może pod tym względem stanowić
przełom. ONZ rozważa wprowadzenie zakazu zaśmiecania i rabunkowej eksploatacji
oceanów, a Wielka Brytania ma stworzyć największy na świecie rezerwat morski
chroniący jeden z najbardziej dziewiczych obszarów na naszej planecie.
Brak woli
politycznej jest jedyną przeszkodą dla kolejnych, podobnych deklaracji. Ale to
właśnie w tworzeniu masowego, publicznego nacisku zmieniającego tę wolę nasza
społeczność jest najlepsza.
Avaaz już
wcześniej pomógł w założeniu dwu z największych na świecie morskich obszarów
chronionych. Jeśli otrzymamy od was wystarczającą ilość deklaracji wsparcia,
zaangażujemy nasze zasoby, żeby zażegnać ten kryzys i uchronić nasze oceany
przed cichą śmiercią.
To walka
między nami a korporacjami rybackimi i agrobiznesem. A także wszystkimi, którzy
zanieczyszczają oceany. Statki rybackie ciągle przeczesują powierzchnię
oceanów. 80% zanieczyszczeń wód to spłukiwane opadami nawozy, pestycydy i
plastik. Dostępne raporty przerażają: za niecałe 50 lat w naszych oceanach może
po prostu zabraknąć ryb, a za 100 lat rafy koralowe mogą wyginąć.
Parki
narodowe przywracające równowagę w przyrodzie, mogą działać także pod wodą.
Jeśli nasze rządy stworzą rozległe i prawnie zabezpieczone rezerwaty morskie,
oceany mogą się odrodzić.
Jeśli
zadeklarujemy potrzebne wsparcie, dzięki nam może powstać sieć morskich
rezerwatów na Pacyfiku, Atlantyku i Oceanie Arktycznym. Mamy także szansę
skończyć z nielegalnymi połowami i agrobiznesem pustoszącym dziewiczą przyrodę.
Możemy też doprowadzić do podpisania wiążącego prawnie porozumienia ONZ o
wodach międzynarodowych i dopilnować, aby 64% ich powierzchni zostało objętych
ochroną!
Znany
badacz mórz, Jacques Cousteau, powiedział: „Ludzie chronią to, co kochają.”
Zadeklarujmy teraz swoje wsparcie i zachęćmy w ten sposób miliony ludzi do
pokochania oceanów i ochrony ich skarbów.
To bardzo
ważny moment. Nadal mniej gatunków ginie w wodach niż na lądzie i nadal to
morskie ekosystemy znikają wolniej. Nie doszliśmy jeszcze do punktu krytycznego
dla oceanów. Ale możemy go wkrótce osiągnąć, jeśli nie podejmiemy
natychmiastowych działań na skalę odpowiednią do powagi problemu. Żadna inna
społeczność na świecie nie jest w stanie zrobić tego tak dobrze, jak my.
Z nadzieją
i niezmierną wdzięcznością dla tej inspirującej społeczności,
Emma,
Nell, Ricken, Mais, Danny
wraz z całym zespołem Avaaz[2]
- i jak
widać, w pełni potwierdzają się spostrzeżenia ludzi morza mówiące o całych
wyspach śmieci i coraz rzadszych spotkaniach ze zwierzętami. No i do tego
jeszcze skażenia chemiczne i radioaktywne z czterech zrujnowanych reaktorów
jądrowych z Daiichi Fukushima 1 EJ, o czym już było wcześniej na tym blogu.
Przerażające
jest to, że tak na dobrą sprawę mało to kogo obchodzi. Owszem – od czasu do
czasu robi się jakąś akcję zbierania plastyków z plaż, ratowanie ptaków czy
wielorybów wyrzuconych na plaże. A co z tysiącami uchatek kalifornijskich,
które cierpią głód, bo ryby odpłynęły na chłodniejsze wody? Kto je wykarmi?
Takie i inne problemy trzeba rozwiązać, a im prędzej tym lepiej. Tylko kto to
zrobi? – garstka pracowników uniwersyteckich i z instytutów, wolontariusze...
Ale to wszystko mało. Tu potrzebne są rozwiązania systemowe i ciągłe, a nie
akcje od czasu do czasu, pod które podczepiają się politycy i biznesmeni – no i
oczywiście media.
Ale na
to potrzeba pieniędzy – kto je wyłoży?
Źródła:
·
AVAAZ
Ilustracje - Aman Rochman/Agence France-Presse — Getty Images
Przekład z j. angielskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©